piątek, 14 lutego 2014

Wyrollowani / (FUJ) dacja Rak'n'Roll



Lubicie czerwony kolor?
Ja też! A zielone światło czasem rzeczywiście zapala się w odpowiednim momencie ;)

Przyjaciele, 
ponieważ w korespondencji, którą otrzymałam wczoraj było wręcz nakazane pisać w kolorze czerwonym, fakt wymagano innej trzcionki, ale co tam!
Przecież to mój kanał komunikacji i mogę pisać jak chcę i przede wszystkim co chcę, bo jestem odpowiedzialna za każde słowo, które tu zostawiam ;)


Ale do rzeczy.
Często, pytacie mnie - zwracając się o pomoc - do jakiej organizacji charytatywnej iść i starać się o status podopiecznego, dzielicie się ze mną swoimi doświadczeniami, które nabywacie podczas kontaktów z legalnymi przedstawicielami danego miejsca, zatem z ręką na sercu szczerze polecam:

Fundację AVALON - Bezpośrednia Pomoc Niepełnosprawnym
http://www.fundacjaavalon.pl/


Jest to sprawdzona fundacja przez kilku moich chorych znajomych, również chorych onkologicznie. 
Proces rejestracji trwa zaledwie 2-3 dni. 
Po założeniu subkonta chory ma możliwość sam kontrolować gromadzone na nim środki.
Jak?
W bardzo prosty sposób!
Metodą online logując się na swoim koncie jest w stanie kontrolować całą sytuację. Myślę, że to bardzo ułatwia sprawę.
Wczoraj otrzymałam kolejny sygnał, że warto polecić tę fundację.

Ale pytacie też o takie miejsca, których NIE polecam. 

I wtedy zadaje sobie wiele pytań, aczkolwiek potrafię na nie natychmiast odpowiedzieć.
Zatem ja z pewnością NIE polecam:

Fundacji Rak'n'Roll Wygraj Życie
- stąd ciemny kolor.


Dlaczego?

Ponieważ, jak wiecie - działałam w szeregach tej fundacji jako wolontariusz, dość długo i konsekwentnie.
Nie miałam żadnej podpisanej umowy wolontariackiej,
bo działałam w miarę możliwości i z własnej dobrej woli na ''rzecz'' w miejscu, które zamieszkuje, czyli w Wielkiej Brytanii. Niestety podczas swoich działań z ramienia tej fundacji nie mogłam liczyć na żadne wsparcie od jej przedstawicieli, inwestowałam w te przedsięwzięcia z własnych środków finansowych, poza przesyłanymi materiałami promocyjnymi, które opłacała fundacja. I było to w porządku, bo uważałam że w ten sposób dokładam swoją cegiełkę na "rzecz". Poproszono mnie nawet o zorganizowanie i przygotowanie warsztatów pięknościowych w moim rodzinnym mieście, w Łodzi. Koordynator zatrudniony przez fundację wybierał się wtedy na urlop, na wakacje - zatem zapytała, czy mogłabym się tym zająć. Jasne! Ja nie mogłabym?
Nie mając doświadczenia przy tym projekcie udało mi się zorganizować go, wisząc na słuchawce telefonicznej i obdzwaniając połowę łódzkich salonów fryzjerskich, potem chore Panie, fotografa jednej z łódzkich dobrych agencji, a nawet coś na ząb. Tak więc inwestowałam w to całą swoją energię, podczas gdy pracownicy i legalni jej przedstawiciele przebywali na wakacjach. Nawet pocztówkę dostałam z Chorwacji od jednego z przedstawicieli. Ładna, fakt.
Ludzie wypoczywali, urlopy popłacone, a ja w pełnej gotowości działaczka wolontaryjna! Śmiali się moi znajomi ze mnie, że aż tyle czasu mi to zajmuje. Śmiali, ale też wspierali - bo doceniali mój trud. No i przecież cała idea - to było to!
Takich akcji było kilka, nawet  z udziałem ludzi kultury i sztuki (ostatnia Daj Włos!) - fine, dobrze było jak się działało i tylko wtedy.

Ale do rzeczy.
22 stycznia tego roku miała miejsce pewna przykra sytuacja, która to otworzyła mi oczy, gdyż nie godziłam się z nią - po podjętych przeze mnie próbach rozwiązania jej, a które w efekcie doprowadziły do mojego złożenia broni (zrzuciłam z nadgarstka bransoletkę Wygraj Życie, spakowałam wizytówki w kartonik) - gdyż legalni jej przedstawiciele byli zgodni, co do tego że postępują właściwie - czyli uważali,  że chory paliatywnie pacjent, który stara się o status podopiecznego -
nie ma prawa do słabości, przez co został bardzo nieładnie potraktowany przez prezesa tej fundacji - krótko mówiąc - aroganckie i chamskie zachowanie tej osoby w stosunku do ciężko chorej, bezradnej, znajdującej się często w dramatycznej sytuacji życiowej. Było to tolerowane przez innych członków zarządu - dla mnie było nie do przyjęcia!
Zraziłam się okrutnie podczas prowadzenia rozmowy w formie czatu na profilu społecznościowym Facebook - między załamaną chorą osobą a prezesem tej fundacji - ja gdzieś w tym wszystkim brałam udział. Nie do przyjęcia jest to, że prezes tej fundacji również jest chora onkologicznie i nie potrafiła w tamtej sytuacji zdobyć się na odrobinę empatii, skierowanej do swojego rozmówcy. Powinna traktować Go na równi ze soba, a w tej sytuacji nawet o głowę wyżej! 

Zawartość mojej poczty służbowej, z tamtego dnia i kolejnego, i kolejnego ... przerzuciłam do swojej prywatnej skrzynki. Skrzynkę zwróciłam do fundacji.
To właśnie dlatego - salon V & S Hair & Beauty wycofał się z akcji "Daj Włos!", bo źle potraktowany człowiek - to przyjaciel salonu, z którego poproszono mnie o pomoc w dostaniu się chorej do tej fundacji, którą wspieraliśmy tutaj wszyscy.
Wszyscy ci ludzie wiele razy podkreślali, że dzięki mnie zaczęli ufać ponownie w działające fundacje.
Nigdy już nie wejdę w szeregi takiej organizacji, z pewnością nie w kraju - i tak jak zawiodłam się na ludzich, których szanowałam, podziwiałam - tak jeszcze nigdy wcześniej.
Fundacja ta nawet nie zadała sobie trudu, by zalegalizować działalność z salonem w Londynie!
A ja poszukiwałam organizacji charytatywnej w USA, która to pomogłaby przepchnąć transfer kilku tysięcy dolarów do tej fundacji, pieniądze na "rzecz" - od darczyńcy ze Stanów.
I przyznam szczerze, przy tym projekcie już pojawił się ogromny "?"...

Chciałam polecieć do kraju i porozmawiać. 

Kupiłam bardzo szybko najtańszy bilet na samolot, ale po tym jak pozbawił mnie złudzeń były prezes tej fundacji - nie miałam wątpliwości - jak się tam traktuje trudne przypadki, po prostu się ich nie ogarnia, zamiata się problem pod dywan, a ludzi stawia się pod ścianą i rozdaje fanty, w zależności od nastroju. Nie poleciałam! Szkoda mi było mojego czasu i pieniędzy. Uznałam, że już zbyt wiele zainwestowałam w tę działalność na "rzecz" tej fundacji.
Nastąpił ciąg zdarzeń, nieprzyjemnych - rzecz jasna.
Usuwano moje wpisy, usunięto opublikowany tekst na portalu naTemat.pl, którego byłam autorem. Bardzo pozytywny tekst, który opublikował zarząd tej fundacji. Zapytałam. Dostałam wiadomość. Okłamano mnie! Człowiek, który był gościem w moim mieszkaniu, był gościem mojego dziecka posuwał się do czegoś takiego, nie było na to mojej zgody!
Postanowiłam sprawdzić sama - co sie dzieje, do diaska! - skontaktowałam się z redakcją portalu naTemat.pl i sama dowiedziałam się, że tekst został usunięty przez kogoś kto ma dostęp do konta. Logiczne dla mnie to było od początku, ale dobrze jest zapytać, a potem się upewnić. Bo przecież najważniejsze są  INTENCJE, czyż nie?
A dzień wcześniej tak ładnie i serdecznie mnie żegnano na stronie tej fundacji. Typowe, jak na speca od PR!

Od tamtego maila, od tamtego dnia jestem bardzo źle traktowana poprzez legalnych przedstawicieli tej fundacji. Wczoraj kolejny raz mnie zastraszono, nasłano już na mnie prawnika, z pismem. Nie tak dawno jeszcze, bo w grudniu moja Mama robiła dla tych ludzi swoje lalki...
Jest mi wstyd!
Nie ma mojej zgody, na takie traktowanie człowieka.
Na takie traktowanie mojego dziecka, które patrzy dziś na mnie i nie potrafi mnie zebrać do kupy!
Czuję sie fatalnie, to prawda. Został zastosowany wobec mnie w sposób bardzo nieładny szantaż emocjonalny. Dziś jestem w kiepskiej formie, mam całe obolałe ciało - bo czuję się jak zbity pies, ale staram się działać pełną parą - bo chora Sandra, bo chora Kasia mnie potrzebuje, bo chce zapomnieć o tym koszmarze, jaki mi zgotowała ta fundacja.
Byłam u swojego lekarza, opowiedziałam mu, jak się czuje. Każdy jest przyzwyczajony do tego, że Patka nie narzeka, nie skarży się,  jest zawsze w mega formie.
...
Do dziś zastanawiałam się co z tym zrobić.
Rzeczywiście podjęłam pewne kroki, skontaktowałam się z ludźmi, zdobyłam też dodatkowe informacje, a ponieważ sporo wiem, bo tak się składa, że podjęłam się jakiś czas temu - robieniu materiału o zmarłej Prokopowicz, która założyła tę fundacją i zmarła na raka w 2012r. - a która mnie zainspirowała do działania - to wiem, po prostu. Ja, która chciała przeznaczyć dochód ze sprzedaży tej książki na fundację, wierząc w nią? Ponadto jestem w posiadaniu pewnych niewygodnych informacji - a, że nie podpisywano ze mną żadnej "lojalki" - w taki też sposób postanowiono mnie uciszyć.
Pismo, które otrzymałam od człowieka, który reprezentuje fundację - jest powodem mojego śmiechu, a jednocześnie łez.
Jestem w stanie pokazać każdemu, kto zechce tylko zobaczyć to pismo, gdyż nosiłam się z zamiarem zwrócenia uwagi Rady fundacji na całą sytuację. Rozmawiałam w między czasie z dziewczynami, które zostały zwolnione z tej fundacji w sposób mało humanitarny. Skontaktowałam się również z mediami. Postanowiłam odczekać jakiś czas, ostudzić emocje, odzyskać formę - dziś ponownie byłam u swojego lekarza w związku z tym, gdyż jestem osobą z niezłym powerem na życie - ci ludzie - próbują mnie go pozbawić. Udało im się przez moment, moje dziecko jest świadkiem mojego cierpienia, jak również ludzie - którzy wierzyli w to, co robili dla tej fundacji.
Nie opisałam każdej sytuacji wspólnej naszej, bo jest tego sporo - ale jest na to pełna dokumentacja, w postaci zdjęć, materiałów publikowanych tematycznie związanych z fundacją, korespondencji poufnej z legalnymi przedstawicielami tej fundacji, korespondencji prywatnej, smsów. Jest!
Dziś, po otrzymaniu kolejnego sygnału, przez który odczytuje - jak niebezpieczni są to ludzie - już mnie nic nie zdziwi!
Oczekują ode mnie, że ich przeproszę (!) publicznie i sposób w jaki się o to do mnie zwrócono, pozostawia wiele do życzenia.

NIE ZROBIĘ TEGO!

Bo nie uważam, że muszę, że powinnam.
Zostałam zaBANowana na stronie fundacji, zatem to jest brak INTENCJI w stosunku do chorych ludzi, których jak wiecie wspieram - tyle że leży on po stronie fundacji, a jednocześnie przykład na to, że są jakieś sygnały, przed którymi warto się schować. I tyle w tym temacie.
Jestem w stanie przekazać sprawę, ktokolwiek się do mnie w związku z tym zgłosi. Ja nie mam nic do ukrycia, co dotyczyło mnie w okresie mojej aktywności dla tej fundacji.

Dlatego NIE polecam tej organizacji nikomu, a z pewnością chorej kobiecie, która będzie odsyłana od maila do maila. Znam takie! Są dziś w innych miejscach, zadowolone i bez narażania się na ogromny stres wynikający z organizacji tej fundacji. Po prostu. I są w stanie powiedzieć o tym głośno, jak zostały potraktowane i jak oceniają to miejsce.
Czy rzeczywiście jest tam kula dobrej energii?
A może "Łeb do słońca" robi się już przereklamowany?

Tym samym posyłam kulę energii dla tych, którzy zostali skrzywdzeni jakkolwiek przez ludzi, którzy zebrali się w tym miejscu by służyć innym. To nie jest agencja PR raka, to jest fundacja. A to do czegoś zobowiązuje!
PR raka macie opanowany, ale prawdziwego ratowania ludzi - musicie się jeszcze trochę pouczyć!
Z pewnością udało się też kogoś skutecznie wyleczyć, zatem miejsce jako miejsce - jest potrzebne, tyle że z lepszą, bardziej przyjazną energią, a tę przynoszą ludzie. Mam korespondentki, które cudownie wspominają zmarłą Prokopowicz, są i takie - które za Nią tęsknią. To o czymś świadczy! O człowieku.

Żyjemy w Europie, a to znana fundacja, a więc podmiot poddawany opinii publicznej, zatem MAM prawo do krytyki, ja i ktokolwiek inny również!

Oczekiwano ode mnie wpisu przepraszającego na moim blogu, na moim profilu na Facebooku, zażądano by był zamieszczony przez 30 dni. Spełniam to życzenie! Te zapisane moje wrażenia - będą tutaj przez 30 dni. Nie pojawi się przez ten czas żaden inny wpis, lubię spełniać życzenia innych,  sprawia mi to ogromną radość.
Serdeczności.
Patka Pastwińska
Londyn

PS. Fundacjo, proszę nie straszyć mnie sądem!
Nie zasłużyłam sobie na to! A jeśli tak się zdarzy - podejmę wyzwanie, i dobrze mnie znacie - lubię wyzwania!
Fundacjo, DOinformuj swojego radcę prawnego,
bo chyba sporo pominęłaś ;)

Jak również proszę nie nasyłać na mnie chorych ludzi, przez Was manipulowanych, którzy próbują mnie obrażać.
To jest odrażające co robicie z tym ludźmi!
Gęba wygadana do telewizji, a od kuchni takie chamstwo!
Teraz zamierzam poświęcić swój czas mojemu dziecku, które okradałam z niego przez 1,5 roku. I jak to się mówi po Waszemu... POKAŻ FAKA dla raka! Więc pokazuję, bo nie zamierzam go otrzymać od Was na "goodbye" - to co robicie jest stresogenne, a chyba powinniście wiedzieć najlepiej - co to profilaktyka, hę?
Podnoszę to ryzyko, bo ... zawsze mówię chorym:
Never Give Up!

Były prezesie, na jaki adres odesłać Twoje niebieskie klapki ? - zostały u nas, zapomniałeś ich spakować!

Fuj!

14 komentarzy:

  1. Cóż dodać więcej......Amen.....i tyle.

    OdpowiedzUsuń
  2. O tym, ze ta fundacja nie jest godna zaufania , mowila juz dwa lata temu Chustka.
    Ich silna strona - wizerunkowa wyrazistosc - to jednoczesnie slabosc, bo to przerost formy nad trescia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga Aniaho, Joasia Sałyga była bardzo mądrą kobietą.
      Rozmawiałam z Piotrem w kwietniu 2013r. - sporo mi powiedział.

      Dziękuję za wsparcie, serdeczności ślę.
      Patka

      Usuń
  3. Trzymaj się Patka. Próbuję sobie wyobrazić jak musisz się teraz czuć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Kochana Anito :)
      Jesteś blisko, to wiesz!
      Uściski, Patka

      Usuń
  4. Nie rozumiem jak wogole mozna byc wolontariuszem w takiej fundacji, organizowac tak wazne projekty i nie miec umowy z fundacja ani zadnego konkretnego zakresu obowiazkow. Jak to jest mozliwe ? To kompletny brak profesjonalizmu. Zadziwia mnie komunikat na stronie fundacji dotyczacy zmiany zasad wspolpracy z wolontariuszami, czyli jak to do tej pory wygladalo? Wszystko bylo na tak zwana " gebe" ????
    Pozdrowienia
    Aga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga Pani Agnieszko, dziś muszę przyznać Pani rację.
      Też już sobie tego nie wyobrażam. Przyznam szczerze, że w tej fundacji nikt nawet nie pomyślał nigdy o "umowie wolontriackiej".

      Sporo mogłabym powiedzieć, ale nie nadaje się to niestety na pisanie. Jeśli ma Pani jakiekolwiek pytania, wątpliwości - proszę pytać. Zachęcam: rakowapatka@gmail.com

      Serdeczności :)
      Patka

      Usuń
  5. Badz z siebie dumna Patka!Zycze wytrwalosci i sily i jesli czegos potrzebujesz-daj znac.
    Znam bardzo dobrego radce prawnego,zawsze moge poprosic o opinie!
    Trzymam kciuki za Ciebie i za corke.Badzcie silne dziewczyny!xxx
    Inga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Kochana Ingo :)
      Jesteś blisko, zatem wiesz.

      Póki co - jest ma taka pomoc niepotrzebna i przypuszczam, że nie będzie mi potrzebna. Mam też takie wsparcie - i dziękuję Tobie za propozycję.

      Uściski, Patka

      Usuń
  6. Obserwuję Panią od jakiegoś czasu. Jest Pani bardzo dobrym człowiekiem. Tacy pozytywni zawsze są górą dlatego takich debili trzeba mieć w nosie. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za kilka słów wsparcia. Jak każdy popełniam błędy, ale jeśli je popełniam - staram się je naprawiać. I uczę się - nie przejmować innymi. Serdeczności posyłam :)
      Patka

      Usuń
  7. Nie wiem co powiedzieć na ten post. Mam 23 lata nie choruję, ale bardzo chciałam pomagać fundacji. Piszę licencjat, sporo tam o niej wspominam... Teraz już sama nie wiem co robić.
    Chustce nie było po drodze z Fundacją mimo znajomości z Magdą?
    Przepraszam.
    Po prostu jestem w szoku...
    Sama starałam się o kontakt do fundacji jako woluntariusz...I przecież Marzena Erm tam jest...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Karolino, nie bardzo też wiem co w takiej chwili mogłabym Tobie powiedzieć, może jedynie tyle, że niebawem dowiesz się / o co chodzi. Będę publikować o tym.
      Jako była i bardzo oddana wolontariuszka tejże fundacji / odradzam i tylko dlatego, że brak tam organizacji, a ludzie są różni. Powodzenia :)
      Patka

      Usuń