piątek, 14 lutego 2014

Wyrollowani / (FUJ) dacja Rak'n'Roll



Lubicie czerwony kolor?
Ja też! A zielone światło czasem rzeczywiście zapala się w odpowiednim momencie ;)

Przyjaciele, 
ponieważ w korespondencji, którą otrzymałam wczoraj było wręcz nakazane pisać w kolorze czerwonym, fakt wymagano innej trzcionki, ale co tam!
Przecież to mój kanał komunikacji i mogę pisać jak chcę i przede wszystkim co chcę, bo jestem odpowiedzialna za każde słowo, które tu zostawiam ;)


Ale do rzeczy.
Często, pytacie mnie - zwracając się o pomoc - do jakiej organizacji charytatywnej iść i starać się o status podopiecznego, dzielicie się ze mną swoimi doświadczeniami, które nabywacie podczas kontaktów z legalnymi przedstawicielami danego miejsca, zatem z ręką na sercu szczerze polecam:

Fundację AVALON - Bezpośrednia Pomoc Niepełnosprawnym
http://www.fundacjaavalon.pl/


Jest to sprawdzona fundacja przez kilku moich chorych znajomych, również chorych onkologicznie. 
Proces rejestracji trwa zaledwie 2-3 dni. 
Po założeniu subkonta chory ma możliwość sam kontrolować gromadzone na nim środki.
Jak?
W bardzo prosty sposób!
Metodą online logując się na swoim koncie jest w stanie kontrolować całą sytuację. Myślę, że to bardzo ułatwia sprawę.
Wczoraj otrzymałam kolejny sygnał, że warto polecić tę fundację.

Ale pytacie też o takie miejsca, których NIE polecam. 

I wtedy zadaje sobie wiele pytań, aczkolwiek potrafię na nie natychmiast odpowiedzieć.
Zatem ja z pewnością NIE polecam:

Fundacji Rak'n'Roll Wygraj Życie
- stąd ciemny kolor.


Dlaczego?

Ponieważ, jak wiecie - działałam w szeregach tej fundacji jako wolontariusz, dość długo i konsekwentnie.
Nie miałam żadnej podpisanej umowy wolontariackiej,
bo działałam w miarę możliwości i z własnej dobrej woli na ''rzecz'' w miejscu, które zamieszkuje, czyli w Wielkiej Brytanii. Niestety podczas swoich działań z ramienia tej fundacji nie mogłam liczyć na żadne wsparcie od jej przedstawicieli, inwestowałam w te przedsięwzięcia z własnych środków finansowych, poza przesyłanymi materiałami promocyjnymi, które opłacała fundacja. I było to w porządku, bo uważałam że w ten sposób dokładam swoją cegiełkę na "rzecz". Poproszono mnie nawet o zorganizowanie i przygotowanie warsztatów pięknościowych w moim rodzinnym mieście, w Łodzi. Koordynator zatrudniony przez fundację wybierał się wtedy na urlop, na wakacje - zatem zapytała, czy mogłabym się tym zająć. Jasne! Ja nie mogłabym?
Nie mając doświadczenia przy tym projekcie udało mi się zorganizować go, wisząc na słuchawce telefonicznej i obdzwaniając połowę łódzkich salonów fryzjerskich, potem chore Panie, fotografa jednej z łódzkich dobrych agencji, a nawet coś na ząb. Tak więc inwestowałam w to całą swoją energię, podczas gdy pracownicy i legalni jej przedstawiciele przebywali na wakacjach. Nawet pocztówkę dostałam z Chorwacji od jednego z przedstawicieli. Ładna, fakt.
Ludzie wypoczywali, urlopy popłacone, a ja w pełnej gotowości działaczka wolontaryjna! Śmiali się moi znajomi ze mnie, że aż tyle czasu mi to zajmuje. Śmiali, ale też wspierali - bo doceniali mój trud. No i przecież cała idea - to było to!
Takich akcji było kilka, nawet  z udziałem ludzi kultury i sztuki (ostatnia Daj Włos!) - fine, dobrze było jak się działało i tylko wtedy.

Ale do rzeczy.
22 stycznia tego roku miała miejsce pewna przykra sytuacja, która to otworzyła mi oczy, gdyż nie godziłam się z nią - po podjętych przeze mnie próbach rozwiązania jej, a które w efekcie doprowadziły do mojego złożenia broni (zrzuciłam z nadgarstka bransoletkę Wygraj Życie, spakowałam wizytówki w kartonik) - gdyż legalni jej przedstawiciele byli zgodni, co do tego że postępują właściwie - czyli uważali,  że chory paliatywnie pacjent, który stara się o status podopiecznego -
nie ma prawa do słabości, przez co został bardzo nieładnie potraktowany przez prezesa tej fundacji - krótko mówiąc - aroganckie i chamskie zachowanie tej osoby w stosunku do ciężko chorej, bezradnej, znajdującej się często w dramatycznej sytuacji życiowej. Było to tolerowane przez innych członków zarządu - dla mnie było nie do przyjęcia!
Zraziłam się okrutnie podczas prowadzenia rozmowy w formie czatu na profilu społecznościowym Facebook - między załamaną chorą osobą a prezesem tej fundacji - ja gdzieś w tym wszystkim brałam udział. Nie do przyjęcia jest to, że prezes tej fundacji również jest chora onkologicznie i nie potrafiła w tamtej sytuacji zdobyć się na odrobinę empatii, skierowanej do swojego rozmówcy. Powinna traktować Go na równi ze soba, a w tej sytuacji nawet o głowę wyżej! 

Zawartość mojej poczty służbowej, z tamtego dnia i kolejnego, i kolejnego ... przerzuciłam do swojej prywatnej skrzynki. Skrzynkę zwróciłam do fundacji.
To właśnie dlatego - salon V & S Hair & Beauty wycofał się z akcji "Daj Włos!", bo źle potraktowany człowiek - to przyjaciel salonu, z którego poproszono mnie o pomoc w dostaniu się chorej do tej fundacji, którą wspieraliśmy tutaj wszyscy.
Wszyscy ci ludzie wiele razy podkreślali, że dzięki mnie zaczęli ufać ponownie w działające fundacje.
Nigdy już nie wejdę w szeregi takiej organizacji, z pewnością nie w kraju - i tak jak zawiodłam się na ludzich, których szanowałam, podziwiałam - tak jeszcze nigdy wcześniej.
Fundacja ta nawet nie zadała sobie trudu, by zalegalizować działalność z salonem w Londynie!
A ja poszukiwałam organizacji charytatywnej w USA, która to pomogłaby przepchnąć transfer kilku tysięcy dolarów do tej fundacji, pieniądze na "rzecz" - od darczyńcy ze Stanów.
I przyznam szczerze, przy tym projekcie już pojawił się ogromny "?"...

Chciałam polecieć do kraju i porozmawiać. 

Kupiłam bardzo szybko najtańszy bilet na samolot, ale po tym jak pozbawił mnie złudzeń były prezes tej fundacji - nie miałam wątpliwości - jak się tam traktuje trudne przypadki, po prostu się ich nie ogarnia, zamiata się problem pod dywan, a ludzi stawia się pod ścianą i rozdaje fanty, w zależności od nastroju. Nie poleciałam! Szkoda mi było mojego czasu i pieniędzy. Uznałam, że już zbyt wiele zainwestowałam w tę działalność na "rzecz" tej fundacji.
Nastąpił ciąg zdarzeń, nieprzyjemnych - rzecz jasna.
Usuwano moje wpisy, usunięto opublikowany tekst na portalu naTemat.pl, którego byłam autorem. Bardzo pozytywny tekst, który opublikował zarząd tej fundacji. Zapytałam. Dostałam wiadomość. Okłamano mnie! Człowiek, który był gościem w moim mieszkaniu, był gościem mojego dziecka posuwał się do czegoś takiego, nie było na to mojej zgody!
Postanowiłam sprawdzić sama - co sie dzieje, do diaska! - skontaktowałam się z redakcją portalu naTemat.pl i sama dowiedziałam się, że tekst został usunięty przez kogoś kto ma dostęp do konta. Logiczne dla mnie to było od początku, ale dobrze jest zapytać, a potem się upewnić. Bo przecież najważniejsze są  INTENCJE, czyż nie?
A dzień wcześniej tak ładnie i serdecznie mnie żegnano na stronie tej fundacji. Typowe, jak na speca od PR!

Od tamtego maila, od tamtego dnia jestem bardzo źle traktowana poprzez legalnych przedstawicieli tej fundacji. Wczoraj kolejny raz mnie zastraszono, nasłano już na mnie prawnika, z pismem. Nie tak dawno jeszcze, bo w grudniu moja Mama robiła dla tych ludzi swoje lalki...
Jest mi wstyd!
Nie ma mojej zgody, na takie traktowanie człowieka.
Na takie traktowanie mojego dziecka, które patrzy dziś na mnie i nie potrafi mnie zebrać do kupy!
Czuję sie fatalnie, to prawda. Został zastosowany wobec mnie w sposób bardzo nieładny szantaż emocjonalny. Dziś jestem w kiepskiej formie, mam całe obolałe ciało - bo czuję się jak zbity pies, ale staram się działać pełną parą - bo chora Sandra, bo chora Kasia mnie potrzebuje, bo chce zapomnieć o tym koszmarze, jaki mi zgotowała ta fundacja.
Byłam u swojego lekarza, opowiedziałam mu, jak się czuje. Każdy jest przyzwyczajony do tego, że Patka nie narzeka, nie skarży się,  jest zawsze w mega formie.
...
Do dziś zastanawiałam się co z tym zrobić.
Rzeczywiście podjęłam pewne kroki, skontaktowałam się z ludźmi, zdobyłam też dodatkowe informacje, a ponieważ sporo wiem, bo tak się składa, że podjęłam się jakiś czas temu - robieniu materiału o zmarłej Prokopowicz, która założyła tę fundacją i zmarła na raka w 2012r. - a która mnie zainspirowała do działania - to wiem, po prostu. Ja, która chciała przeznaczyć dochód ze sprzedaży tej książki na fundację, wierząc w nią? Ponadto jestem w posiadaniu pewnych niewygodnych informacji - a, że nie podpisywano ze mną żadnej "lojalki" - w taki też sposób postanowiono mnie uciszyć.
Pismo, które otrzymałam od człowieka, który reprezentuje fundację - jest powodem mojego śmiechu, a jednocześnie łez.
Jestem w stanie pokazać każdemu, kto zechce tylko zobaczyć to pismo, gdyż nosiłam się z zamiarem zwrócenia uwagi Rady fundacji na całą sytuację. Rozmawiałam w między czasie z dziewczynami, które zostały zwolnione z tej fundacji w sposób mało humanitarny. Skontaktowałam się również z mediami. Postanowiłam odczekać jakiś czas, ostudzić emocje, odzyskać formę - dziś ponownie byłam u swojego lekarza w związku z tym, gdyż jestem osobą z niezłym powerem na życie - ci ludzie - próbują mnie go pozbawić. Udało im się przez moment, moje dziecko jest świadkiem mojego cierpienia, jak również ludzie - którzy wierzyli w to, co robili dla tej fundacji.
Nie opisałam każdej sytuacji wspólnej naszej, bo jest tego sporo - ale jest na to pełna dokumentacja, w postaci zdjęć, materiałów publikowanych tematycznie związanych z fundacją, korespondencji poufnej z legalnymi przedstawicielami tej fundacji, korespondencji prywatnej, smsów. Jest!
Dziś, po otrzymaniu kolejnego sygnału, przez który odczytuje - jak niebezpieczni są to ludzie - już mnie nic nie zdziwi!
Oczekują ode mnie, że ich przeproszę (!) publicznie i sposób w jaki się o to do mnie zwrócono, pozostawia wiele do życzenia.

NIE ZROBIĘ TEGO!

Bo nie uważam, że muszę, że powinnam.
Zostałam zaBANowana na stronie fundacji, zatem to jest brak INTENCJI w stosunku do chorych ludzi, których jak wiecie wspieram - tyle że leży on po stronie fundacji, a jednocześnie przykład na to, że są jakieś sygnały, przed którymi warto się schować. I tyle w tym temacie.
Jestem w stanie przekazać sprawę, ktokolwiek się do mnie w związku z tym zgłosi. Ja nie mam nic do ukrycia, co dotyczyło mnie w okresie mojej aktywności dla tej fundacji.

Dlatego NIE polecam tej organizacji nikomu, a z pewnością chorej kobiecie, która będzie odsyłana od maila do maila. Znam takie! Są dziś w innych miejscach, zadowolone i bez narażania się na ogromny stres wynikający z organizacji tej fundacji. Po prostu. I są w stanie powiedzieć o tym głośno, jak zostały potraktowane i jak oceniają to miejsce.
Czy rzeczywiście jest tam kula dobrej energii?
A może "Łeb do słońca" robi się już przereklamowany?

Tym samym posyłam kulę energii dla tych, którzy zostali skrzywdzeni jakkolwiek przez ludzi, którzy zebrali się w tym miejscu by służyć innym. To nie jest agencja PR raka, to jest fundacja. A to do czegoś zobowiązuje!
PR raka macie opanowany, ale prawdziwego ratowania ludzi - musicie się jeszcze trochę pouczyć!
Z pewnością udało się też kogoś skutecznie wyleczyć, zatem miejsce jako miejsce - jest potrzebne, tyle że z lepszą, bardziej przyjazną energią, a tę przynoszą ludzie. Mam korespondentki, które cudownie wspominają zmarłą Prokopowicz, są i takie - które za Nią tęsknią. To o czymś świadczy! O człowieku.

Żyjemy w Europie, a to znana fundacja, a więc podmiot poddawany opinii publicznej, zatem MAM prawo do krytyki, ja i ktokolwiek inny również!

Oczekiwano ode mnie wpisu przepraszającego na moim blogu, na moim profilu na Facebooku, zażądano by był zamieszczony przez 30 dni. Spełniam to życzenie! Te zapisane moje wrażenia - będą tutaj przez 30 dni. Nie pojawi się przez ten czas żaden inny wpis, lubię spełniać życzenia innych,  sprawia mi to ogromną radość.
Serdeczności.
Patka Pastwińska
Londyn

PS. Fundacjo, proszę nie straszyć mnie sądem!
Nie zasłużyłam sobie na to! A jeśli tak się zdarzy - podejmę wyzwanie, i dobrze mnie znacie - lubię wyzwania!
Fundacjo, DOinformuj swojego radcę prawnego,
bo chyba sporo pominęłaś ;)

Jak również proszę nie nasyłać na mnie chorych ludzi, przez Was manipulowanych, którzy próbują mnie obrażać.
To jest odrażające co robicie z tym ludźmi!
Gęba wygadana do telewizji, a od kuchni takie chamstwo!
Teraz zamierzam poświęcić swój czas mojemu dziecku, które okradałam z niego przez 1,5 roku. I jak to się mówi po Waszemu... POKAŻ FAKA dla raka! Więc pokazuję, bo nie zamierzam go otrzymać od Was na "goodbye" - to co robicie jest stresogenne, a chyba powinniście wiedzieć najlepiej - co to profilaktyka, hę?
Podnoszę to ryzyko, bo ... zawsze mówię chorym:
Never Give Up!

Były prezesie, na jaki adres odesłać Twoje niebieskie klapki ? - zostały u nas, zapomniałeś ich spakować!

Fuj!

środa, 12 lutego 2014

Dzieciństwo Szymonka


Pamiętacie Szymonka?

My pamiętamy doskonale walkę o Jego oczko, o Jego życie.
Zbieraliśmy pieniędze pod presją czasu, ludzi którzy decydowali o Jego leczeniu. Szymonek jest pacjentem, który był leczony w Londynie. 
To tutaj przeżywaliśmy razem z Bliskimi w kraju Jego chemioterapię, która nie zawsze obchodziła się z Nim łaskawie. 
To był trudny czas, ale bardzo budujacy, owocny. 




Wspaniale wspominam ten czas, wtedy też dużo się nauczyłam i poznałam pięknych Ludzi. 
Ludzi o prawdziwych, szczerych intencjach.

Oczka nie udało się uratować - GuPi RaK Mu je odebrał.
Bardzo ciężko przyjmuje się takie wiadomości. 

Bardzo ciężko przekazuje się takie wiadomości innym.

Dziś Szymonek zbiera pieniądze na nowe protezy i dalsze leczenie, które jest kosztowne, nadal w Wielkiej Brytanii.
Jeśli jeszcze nie zdecydowaliście - gdzie przekazać swoją JEDYNKĘ
, skierujcie proszę swoje oczy na Szymonka.

Dziękuję Wam w swoim imieniu, i w imieniu Rodziny Piętko :)
Patka

Tak było: 

http://rakowapatka.blogspot.co.uk/2013/07/potrzebujemy-was.html

Kontakt:
Fundacja Szymonka http://mam-serce.org/
Blog Szymonka http://www.szymonpietko.pl/
Kontakt do Rodziców Szymona https://www.facebook.com/kasia.pietko?fref=ts

wtorek, 11 lutego 2014

SANDRA, lat 32 RAK PŁUC - POTRZEBNY KONTAKT

Wojtek 7 lutego napisał:
"Bardzo proszę o pomoc, o konsultację! 
Moją żonę dopadł rak / RAK PŁUC! 
Ma 32 lata, nigdy w życiu nie paliła papierosów! 
I mamy dwójkę dzieci - 2 & 6 lat.
Nowotwór jest złośliwy jak się okazało.
Jego nazwa to:  
PLEOMORPHIC CARCINOMA OF THE LUNG, GRADE 3 

Jeszcze w zeszłą niedzielę lekarz oznajmił, że zostało Jej 6 m-cy życia / 3-5 % na to, że Ją wyleczą!!!







Badanie PET pokazało, że są zmiany również na śledzionie. USG z następnego dnia wykazało, że nic tam nie ma. Lekarz prowadzący chciał usunąć płuco, oskrzela oraz węzły chłonne. W środę natomiast mieliśmy konsylium lekarskie, gdzie jedna z obecnych oznajmiła, że będziemy leczyli to chemią.
Nazwa mieszanek:  CHT (BEP/PN vel T-BEP)


Na stronach amerykańskich  znaleźliśmy informację, że ten rodzaj raka niezbyt dobrze znosi chemioterapię i nie wiemy co robić, mamy wątpliwości - lekarz prowadzący sam przyznał, że nie mieli w naszym BYDGOSKIM CENTRUM ONKOLOGII TAKIEGO NOWOTWORU, co za tym idzie pewnie  nie wiedzą do końca jak go leczyć. Cały czas wyznacznikiem był poziom  BETA HCG  w przeddzień operacji wynosił 1600,po wycięciu guza 460, a tydzień po ...12.
Czy jest dobry krok?
Dziś, tj. 7 lutego 2014r. Sandra ma rozpocząć chemioterapię. Poszukujemy odpowiedzi, czy tak właśnie powinno być, skoro jest tak wiele spornych kwestii oraz nasuwają sie pytania - co dalej z wynikiem  PET  NT  WĘZŁÓW CHŁONNYCH?"

Sandra 7 lutego napisała:
 "LICZY SIĘ KAŻDY DZIEŃ Kochani!  Zwracam się z apelem do Was. Kto zna klinikę / lekarza onkologa za granicami naszego kraju w sprawie leczenia i chemioterapii nietypowego, złośliwego nowotworu płuc? Może uda nam się gdzieś dotrzeć zanim zostanę królikiem doświadczalnym polskiego RCO bez doświadczenia w tym typie. Gdzie napisać, jak zacząć, jakie koszty, normy kwalifikacyjne itp.?
Z góry wielkie dzięki! NIETYPOWOŚĆ polega na tym, że z tej grupy nie mieli jeszcze pacjenta... = brak większej wiedzy i praktyki."

Patka 11 lutego napisała: 
"Dziś Sandra jest w trakcie przyjmowania pierwszej chemioterapii. Mamy kilka miejsc, nazwisk lekarzy, nadal szukamy. Dajcie znać, pytajcie wśród znajomych! Proszę! 
Dzięki za pomoc :)."

Foto: Fot. Anita Kruk / z archiwum domowego Sandry


Kontakt:
Sandra Kempińska:  https://www.facebook.com/sandra.kempinska.1
Wojciech Kempiński: https://www.facebook.com/wojciech.kempinski?fref=ts
rakowapatka: https://www.facebook.com/rakowapatka



Idzie rak nieborak, jak uszczypnie będzie znak!




















Tak.

Ostatni tydzień był bardzo trudny. Z wielu powodów.
Również tych błahych, ludzkich.
Ludzie pod wpływem emocji są zdolni do wszystkiego, nawet ci którym wydaje się, że "coś" mogą. Ci, w których wierzysz, których cenisz i podziwiasz.
Mają prawo do swoich słabości, ale nikt nie dał im prawa do wyrządzania krzywdy drugiemu człowiekowi.


Dlatego się na to nie zgadzam, po prostu.
Zaledwie w ciągu ostatniego weekendu zostałam obrażona, próbowano mnie zastraszyć - stosując szantaż emocjonalny.
I to przez człowieka, który jeszcze nie tak dawno korzystał z uprzejmości i gościny mojego dziecka.
W naszym domu, w Londynie.
W głowie mojej się to nie mieści. No, nie!

Ponieważ jestem przekonana co do tego, że profilaktyka to bardzo ważna sprawa i pewne stresogenne działania innych nie sprzyjają zdrowiu - postanowiłam oddać to, z czym się nie godzę - innym, by mogli ocenić i wyciagnąć wnioski, nawet pewne konsekwencje.

I dlatego, że byłam zaangażowana społecznie - często zbyt bardzo - nie jestem z pewnością odpowiednią osobą, by decydować o pewnych sprawach, nawet jeśli jest to w parze z racjonalnym myśleniem.
Przerażające jest to również - do czego zdolna jest o dziwo! - poważnie chora osoba, która dla uzyskania własnego spokoju i odwrócenia uwagi - rozpoczyna grę emocjonalną, w której graczami są bardzo chorzy ludzie, narażając ich tym samym na nieprzyjemności.

Przecież to jest rakotwórcze!
Do diaska!

"PATKA to oryginał sam w sobie..." - ktoś kiedyś mi to napisał i istotne było to, co było dopisane po "trzech kropkach" ;)
A to ma swoje pewne konsekwencje.


środa, 5 lutego 2014

Kula energii dla Pani Ireny Szewińskiej




Dziś kula dla Pani Ireny Szewińskiej


Pani Irena jest ważnym członkiem Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego i jedną z najważniejszych osób w sporcie, nie tylko na arenie polskiej - ale też światowej. 
Właśnie z okazji Igrzysk Olimpijskch w Londynie w 2012r. miałam przyjemność uściskać dłoń Pani Ireny. Spotkałyśmy się w sali koncertowej Cadogan Hall, tuż po "Maratonie Chopinowskim", jednej z wielu kulturalnych imprez towarzyszących wtedy zmaganiom sportowym w ramach XXX Letnich Igrzysk Olimpijskich.

Pani Irena od lat zmaga się z nowotworem, jak donoszą media - jest po odbytej chemioterapii w Instytucie Onkologii w Warszawie.
Od lat wspiera organizacje dla chorych na nowotwory. Brała udział w maratonach, których celem jest szerzenie profilaktyki antyrakowej, zwłaszcza walki z rakiem piersi.
Pomimo choroby Pani Irena nie wylogowała się ze swojego aktywnego życia zawodowego - dziś bierze udział w zimowych igrzyskach w Soczi.

Pani Ireno, z wielkim szacunkiem posyłam ogromną kulę energii!


http://www.polskieradio.pl/177/3186/Artykul/1041015,Soczi-2014-XXII-Zimowe-Igrzyska-Olimpijskie-na-antenach-Polskiego-Radia



Pani Irena Szewińska
Marta Brassart- Siemieńczyk / Fundacja Młodej Polonii
Patka Pastwińska
sierpień 2012r.


Pani Irena Szewińska
Marta Brassart- Siemieńczyk / Fundacja Młodej Polonii
Patka Pastwińska
sierpień 2012r.


Zdjęcia pochodzą z archiwum prywatnego Patki Pastwińskiej.




wtorek, 4 lutego 2014

RAK OFF




4 LUTEGO ŚWIATOWY DZIEŃ WALKI Z RAKIEM

Jesteś chory?
Wśród Twoich Bliskich są chorzy?
Dbasz o swoje zdrowie?

Pomóż sobie.
Pomóż Im przez niego przejść.
Zadbaj o zdrowie!

Dla wszystkich rollujących i wspierających OGROMNA kula dobrej ernergii, łapcie! :)


Więcej:
http://www.polarityinternational.com/pl/aktualnosci/item/1434-patka-pastwinska-cierpienie-chorych-na-raka-przewartosciowuje-doslownie-wszystko.html


Zdjęcie / grafika E. Lutczyn dla Fundacji Rak'n'Roll

sobota, 1 lutego 2014

Luty bez deszczu?

Bardzo mokry był ten styczeń.
Opady spowodowały, że przestaje lubić deszcz, a leje jak szalony w najbardziej intensywnym momencie mojego życia.
Co nie jest oczywiście dobre.
Nie daje się chandrze, mowy nie ma!


Jest kilka spraw, które się rozwiazują, jest kilka innych - przy których będę musiała na rozwiązanie poczekać dłużej.
To też pewien rodzaj treningu.
A ja lubię poddawać się takim sprawdzianom. Nawet mi to jakoś wychodzi.





Najgorzej jest wtedy, kiedy poddasz swoje uczucia, które zaangażowałeś w to co robisz - pewnym wątpliwościom, najczęściej jeszcze nie swoim - a innych.
Nie zgadzam się na to!
Na to też nie ma mojej zgody!
Ja nie mogę poddawać wątpliwościom tego - co udało mi sie zrobić w swoim życiu. Mogę odpuścić, mogę zadecydować - za siebie, ale nie będę decydować za innych. To dobry wpis!
Dziś chyba się wyspałam, bo myślę znacznie inaczej. Po swojemu.
I tak ma zostać. Przyjaciele są od tego, by wysłuchać, by być - reszta należy do mnie. Cieszę się, że spojrzałam na to w taki sposób, bo to oznacza, że nadal wierzysz - że to co robisz ma sens. Każdy krok - gdzieś zauważony, każda emocja gdzieś zapisana, każda konsekwencja poniesiona - to moje.
Moja historia.

Podzieliłam się wczoraj z Filipiem swoimi doświadczeniami,
który zadawał takie normalne pytania, a jednocześnie było mi trudno na nie odpowiedzieć. Serce odpowiadało. To chyba tak było. Oczywiście po zakończonym spotkaniu - miałam niedosyt, że za mało powiedziałam, za mało przekazałam innym.
Nic, poczekam - zobaczę jak to wyszło, w momencie autoryzacji - zawsze mam szansę jeszcze coś dodać ;)
Dziecko moje w Barcelonie, a w domu aż trzy przewodniki po tym wspaniałym mieście - i co?
Ola nie zabrała ze sobą żadnego, zapomniała.
I tutaj też mam pewien obraz tego, że to już dorosły człowiek. 
Sama decyduje o sobie, śmiała się ze mnie, że Jej pakuje w walizkę: plasterek z opatrunkiem, lek odczulający, lek przeciwbólowy.
Mamuśka! ;)

Sprawdziałam się  w tej roli i chyba pora na to, by być troszkę egoistką.

Zerkam w okno, pada!
Było piękne słońce, aż chciało się wziąć kawę w termos i pójść nad rzekę - poobserwować ludzi, nasycić oczy. LEJE!
Też się zastanawiam ostatnio nad tym, czy nie zmienić kraju.
Zmęczył mnie Londyn. Pod koniec tego  miesiąca minie równo 10 lat jak tutaj żyję. Jest jakiś niespokojny Duch we mnie od jakiegoś czasu, to mnie troszkę martwi, ale jednocześnie intryguje i imponuje mi to, że jestem tego świadoma, że potrzebne są mi zmiany. Zastanawiam się...

I chyba też nie jest to jednak Polska.
No nic, pogadam jeszcze troszkę z tym swoim sercem i rozumem, może czegoś się jeszcze o sobie dowiem.
Spodziewam się gości w połowie m-ca, nietuzinkowych gości.
I cieszy mnie to spotkanie, bo to bardzo dobra energia.
Będę dawać znać - kto to taki ;))

Uczę się siebie, wciąż się uczę i chciałabym być każdego dnia jeszcze lepsza, chciałabym móc rozumieć jeszcze bardziej innych.
Ostatni czas był niełatwy, ale tez bardzo owocny - podczas którego nauczyłam się dużo o sobie samej. Nie chce tego zaprzepaścić. Wczoraj w nocy policzyłam gotowe strony mojej książki, którą składam.

Wygląda na to, że 116 stron już jest!
Well done :)
Robie dalej swoje, po swojemu. Zapytam o radę i poproszę o wsparcie, kiedy poczuję - że sama mogę się pomylić.

Kolejny wpis - w poniedziałek rano.
4 lutego to ŚWIATOWY DZIEŃ WALKI Z RAKIEM.
Zapamietajcie tę datę, zadbajcie o swoje zdrowie!