poniedziałek, 30 września 2013

Merlot nie jest lekiem na katar. Sprawdziłam.




Pokój zaczyna się w momencie, kiedy każdy ma prawo być taki, jaki jest, kiedy wszystko wszystkim przystoi, kiedy każdy przyznaje drugiemu prawo do bycia takim, jaki jest, i tam, gdzie jest.
Oznacza to równocześnie, że każdy respektuje swoje granice, nie przekracza ich i pozostaje w ich obrębie.
Bert Hellinger






PRZECZYTAŁAM ostatnio gdzieś ten cytat i jakoś szczególnie wpadł mi w oko, w głowę i w serce. 
Po wydarzeniach całego poprzedniego tygodnia - jakoś te słowa prawdziwie do mnie przemawiają.
Czy do każdego?
Nie wiem.
Mam czasem wrażenie, że ludzie używają słów i posługują się gotowymi cytatami, słowami innych, kompletnie ich nie rozumiejąc, i w ogóle ich nie mają w zastosowaniu.
Niestety mam nadszarpnięty smak polskiej emigracji, od której powoli się odsuwam, ludzie którzy nie wiedzą czego chcą, miotają się wśród innych ludzi - są w stanie pociągnać człowieka za sobą, jeśli tylko poczują jakąś słabość.
I tak, to prawda czasem wystarczy poustawiać kilka miejsc ludźmi, by móc zadbać o ''swój'' prestiż.
Ostatnio dość często się to w tym środowisku zdarza.
Zrobiłam porządek w swoich kontaktach, i choć staram się szanować każdego, który ma swoją historię - bo każdy człowiek ją ma, od wielu na szczęście postanowiłam się odłączyć.
Jest mi tak dobrze bez tych ludzi i co ważniejsze przestałam żyć ich życiem.
Za dużo artystów w tym mieście, a zdecydowanie za mało prawdziwych ludzi ;)
Na szczęście kilku udało się znaleźć!
I to cieszy.
I serce rośnie.

To taki wstęp i refleksja podsumowująca zdarzenia minionego tygodnia.
Nie ma co się o nich rozpisać, gdyż nie są to rzeczy ważne, a ja nauczyłam się dzielić swój czas na pomiędzy tym wszystkim co ważne.
Dziecko moje jest już studentką, odebraliśmy kartę tydzień temu, jak i klucze do pokoju w akademiku.
Zagospodarowaliśmy wstępnie pokój, sama dopiszczałam każdy detal, by Ola czuła się choć troszkę tam, jak w domu - nawet płyn do prania i płukania tkanin jest taki sam, by przypominał nasz zapach.
Jestem z Niej dumna, ukradkiem wycierałam łzy, obserwując Ją przez cały ten tydzień.
I ta duma, to dlatego że Ola wie czego chce dla siebie, wiem też, że jeśli ktoś nie wyrządzi Jej krzywdy - sama tego nie zrobi, jest zbyt rozsądna i mądra.
Cieszy mnie fakt, że będzie jeszcze pomieszkiwać w domu, a miejsce w akademiku jest taką ''furtką''.

Udało już mi się przeczytać ''Magda, miłość i rak'' Aliny Mrowińskiej - i to też wiązało się z pewnymi emocjami dla mnie, byłam ciekawa jak autorka zaprezentuje temat.
Wbrew temu co zapewne myśli większość kobiet - ja nie akceptuję tej książki w swojej bibiloteczce.

Każda moja lektura, jakakolwiek budzi pozytywne skojarzenia, każda ma dość sympatyczną historię pojawienia się w moim zbiorze - i ja mam tak, że zaznaczam ulubione fragmenty lektury, po latach swobodnie do nich wracam i wiem, na której stronie sprawi mi przyjemność otworzenie jej.
W przypadku tej książki tak nie będzie, jak zawsze lubię uzasadnić swoje wybory, tak w tym przypadku - postąpię inaczej.
Jak nie Patka ;)

Nasi nowi sąsiedzi też dostarczyli nam niezłych emocji, którzy?
Oczywiście ci nowi sąsiedzi.
Para młodych Azjatów.

Po kolejnej swojej awanturze, gdzie naczeczona była ofiarą swojego narzeczonego - w mieszkaniu zapadła cisza, wręcz dokuczliwa cisza.
Oprócz ciszy, paliło się od kilku dni światło, zasłony oknach były zastosowane zgodnie z ich przeznaczeniem, a po kilku dniach zaczął wydobywać się z mieszkania niezły smród.
Ostatnie dni były dość pogodne i słoneczne, dlatego też zapach był tak drażniący, a ja w swojej głowie tworzyłam niezły scenariusz, niczym z czwartego tomu Larssona.
Historia skończyła się tym, że zdecydowaliśmy wraz z resztą sąsiadów powiadomić o tym fakcie policję.
I tak czwartkowy wieczór minął, trzymając nas wszystkich w napięciu.
Historia zakończyła się happy endem, sąsiedzi korzystali z uroków last minute, a mieszkanie z dziurą w drzwiach straszy do dziś swoim wspomnieniem.
Udało mi się zobaczyć z nimi wczoraj, wrócili i ...przeprosili.
Posprzątali mieszkanie z pieczonego barana, którego zapomnieli wynieść na śmietnik.
Rzeczywiście to musiało być last minute!

Nie wiem jak Was, ale mnie razi brak wyobraźni i prawdziwie dotykająca głupota.
Jedyny plus tej historii to taki, że w mieszkaniu nowych sąsiadów zapanuje może spokój, gdyż jasno dałam do zrozumienia, że efektem tego co dzieje się za ścianą, a czego jestem świadkiem od sześciu tygodni - było właśnie to zdarzenie.
Facet przestanie wreszcie z ''papy strzelać''.

Przeziębienie też dało o sobie znać, dawno go nie było, a że sezon się zbliża, tak też nieśmiało i zajrzało do mnie, szukając ciepełka.
Nieplanowana przeze mnie wizyta kogoś nie poprzestawiała mi głowy aż tak bardzo, serca też nie.
Fajnie było się spotkać po kilku latach, pomimo iż kontakt jest dość intensywny, to nie widzieliśmy się jednak kilka lat.
I tak - myślę, że nie zgrzeszę, jeśli powiem że są mężczyźni, którzy nie dorastają jednak do bycia w roli partnera dla pewnych kobiet.
Jest to na swój sposób urocze, ale jedynie wtedy kiedy kobieta myśli podobnie.
Ja myślę inaczej.

Październik nadchodzi, dla mnie będzie to fajny miesiąc, dość pracowity, ale teraz już wiem, że to co robię, to jak myślę - ma znaczenie, będzie miało ogromne znaczenie.

Wracam do lektury Jerzego Plicha, mam do doczytania jeszcze jakąś jej cześć, właściwie to miałam fajny weekend - wróciłam do książek, które kiedyś już czytałam, i chciałam jeszcze raz na nie spojrzeć z perspektywy czasu.
Wysuszam swój katar przez ostatnie kilka dni merlotem, dozując sobie po lampce i nie działa.
Może powinnam zwiększyć dawkę, tak dla zdrowotności? ;)





sobota, 28 września 2013

Co jeść w czasie chemioterapii?




Odżywianie w czasie chemioterapii
W czasie trwania danego kursu chemioterapii oraz przez 2-3 dni po jego zakończeniu należy jeść pokarmy lekkostrawne w ilościach mniejszych niż zazwyczaj. Natomiast w przerwach pomiędzy kolejnymi cyklami chemioterapii nie ma istotnych ograniczeń co do ilości i rodzaju pożywienia
Jest to okres regeneracji organizmu i dlatego bardzo ważna jest jakość spożywanych pokarmów.
Za pokarmy dozwolone uważane są: czerwone mięsa (zwłaszcza wątróbka); zielone, liściaste warzywa; lody; odżywki dla niemowląt; twarogi; sery; makaron z serem; koktajle mleczne; banany; przeciery; ziemniaki puree; jajecznica; galaretki.
Niewskazane jest spożywanie: pomidorów; cytryn; soków cytrynowych, grejpfrutowych i pomarańczowych; pikantnych lub ostrych przypraw; surowych warzyw; tostów; granulatów.
Przy braku apetytu należy:
  • Wprowadzić zasadę: „jeść mniej, ale częściej”, nawet jeżeli nie jest to zwykła pora spożywania posiłków (należy jeść wtedy, gdy poczuje się głód).
  • Jeść pokarmy wysokokaloryczne.
  • Wzbogacić swoją dietę, wypróbować nowe przepisy kulinarne.
  • Jeść powoli, w ciszy i spokoju. Można także zmienić charakter (nastrój) spożywanych posiłków - spróbuj jeść z rodziną, zapal świece, włącz cichą nastrojową muzykę czy radio lub telewizor.
  • Pobudzać apetyt np. aktywnością fizyczną (spacer, jazda na rowerze) lub lekami (Citropepsin, Peritol).
  • W ciągu dnia używać dodatków o wyraźnym smaku (herbata miętowa, guma do żucia, pastylki miętowe jak Mentos czy Mynthon, pastylki z eukaliptusa, można także jeść pokrojonego w kostkę i schłodzonego ananasa - jest najlepszy w tym celu spośród owoców południowych).
W przypadku pojawienia się mdłości należy:
  • Przestrzegać zaleconej diety.
  • Jeść mało, często i powoli.
  • Dużo pić w ciągu dnia, ale małymi łykami, nie wolno pić dużo w krótkim czasie. Łącznie powinno się wypić nawet do 2 i więcej litrów (8-10 szklanek). Należy zwłaszcza pić między posiłkami zimne płyny. Lepiej także jest pić napoje nie w czasie jedzenia, a w godzinę przed lub po posiłku (zalecane są soki niesłodzone - jabłkowy czy winogronowy). Wskazane jest także dodawanie do jedzenia sosów.
  • Dodać do posiłku małe ilości produktów o wyraźnym smaku (cytryna, sól, marynaty - grzyby, ogórki konserwowe, papryka).
  • Pić napoje gazowane - zmniejszają uczucie nudności.
  • Nosić lekkie, nie uciskające ubrania.
  • Oddychać głęboko i powoli.
  • Kilka razy w ciągu dnia zjeść schłodzone (zimne): mięso, ser, owoce, chleb - dobrze jest trzymać je pokrojone w lodówce na talerzyku.
  • Odpoczywać po każdym posiłku - początkowo na siedząco, a po ok. 2 godzinach - w pozycji leżącej z głową ułożoną nieco wyżej niż podczas snu.
  • Nie dopuszczać do wysychania śluzówek jamy ustnej poprzez częste picie małych łyków lub ssanie pastylek (landrynek).
  • W przypadku szczególnie nasilonych mdłości należy spożywać szczególnie: buliony, soki, pokarmy na żelatynie czy suche tosty.
  • Aby zapobiec powstawaniu nudności należy np. zjeść rano, przed wstaniem z łóżka, na czczo, suchy herbatnik (bez nadzienia, cukru, czekolady).
Podczas mdłości powinno się unikać:
  • W miarę możliwości - przyrządzania posiłków (ich zapach, widok, dotyk - pobudzają nudności).
  • Pokarmów tłustych, pieprzu, przypraw oraz pokarmów o silnym zapachu.
  • Pokarmów gorących (mogą pobudzać nudności i wymioty) - wówczas lepiej jest jeść pokarmy chłodne lub zimne.
  • Jedzenia tuż przed podaniem leków chemicznych (najlepiej jest zjeść min. 4-5 godzin wcześniej).Pokarmów smażonych, wzdymających i tłustych. Natomiast powinno się przyjmować raczej takie pokarmy, które podaje się na zimno lub w temperaturze pokojowej i które nie mają ostrego aromatu.
Kaloryczność (odżywczość) potraw można zwiększyć poprzez:
  • Jedzenie większych ilości masła lub margaryny.
  • Picie koktajlów mlecznych.
  • Dodawanie sosów śmietankowych lub stopionego żółtego sera do warzyw.
  • Sporządzanie zup w proszku poprzez ich rozpuszczenie w mleku, a nie w wodzie.

Dr n. med. Robert Wiraszka
Lekarz radioterapii onkologicznej
Specjalista chemioterapii nowotworów
Źródło: www.amazonki.com.pl

KOCHANI, zostawiam wiadomości, z których wiem, że korzystają moje znajome.Pytacie na blogu,o to co jeść i jak się odżywiać, podczas podawania chemii, zapytałam innych o to, wypowiedzi były bardzo podobne.Postanowiłam skorzystać z tego źródła.
Polecam również:  

piątek, 20 września 2013

Panowie - KULT, a wraz z nim prostata na lata!


Tradycyjnie sezon muzyczno-jesienny w Londynie otwiera Kult.
Będę szczera jeśli napiszę, że sama jeśli tylko czas mi pozwala bywam na imprezach organizowanych przez Tomka, na inne nie chodzę.
Dlaczego?
Najlepszą muzę w tym mieście zapewnia jedynie Buch Ip.
Po prostu.

Dlatego też mam dla Was pewną ofertę.
Skierowaną do Panów!
Panów zamieszkujących Wyspy Brytyjskie, gdzie przegAdaliśmy sobie kiedyś pewien temat, a teraz jest okazja, by sprawdzić Waszą wiedzę ;)

Mam DWIE WEJŚCIÓWKI!

Dla dwóch Panów.
Jak je zdobyć?
Wystarczy odpowiedzieć na trzy pytania:



1. SKĄD POCHODZĄ słowa ''Rozmawiasz z kumplami o dupach? 

Pogadaj o swojej.''?

2.JAKIE SĄ objawy w zaawansowanym stadium raka stercza?

3.DO JAKIEGO lekarza trzeba się udać, by wykluczyć raka prostaty?


ODPOWIEDZI należy przesyłać na adres: rakowapatka@gmail.com

Termin nadsyłania maili upływa w poniedziałek 23 września o godz.11pm.

W mailu proszę podać swoje imię i numer kontaktowy.

Spośród prawidłowych odpowiedzi wybiorę dwie, sugerując się czasem nadsyłanych wiadomości, zatem im szybciej-tym większe szanse na wieczór z Kazikiem.

Bilet będzie imienny i do odebrania na hasło tuż przed koncertem u organizatora.
Szczegóły w mailu kierowanym do wygranych.


Powodzenia i dobrej zabawy.
Zachęcam gorąco!

Prostsze nie było to nigdy wcześniej ;)

Serdeczności.
Patka


czwartek, 19 września 2013

FRANIO

Kilka dni temu poproszono mnie o pomoc.
Ponieważ w chwili obecnej nie jestem w stanie fizycznie zaangażować się, by zrobić coś pełniej - zostawiam parę słów tutaj.

Franio, tak jak i Szymon ma tylko dwa latka i potężny bagaż doświadczeń.
Rak oka.
Z przerzutami do kości.
IV stopień zaawansowania, grupa wysokiego ryzyka HR.
Dziś Franio jest po trzech dawkach chemii, którą znosił dzielnie.
Guz zmniejszył się o połowę.
Chłopiec jest przed badaniami kontrolnymi, podczas których dowie się wraz z rodzicami o swoich dalszych losach.




Jeśli wyniki będą pomyślne - Frania czeka operacja guza macierzystego na nadnerczu, a potem przed Nim najcięższy etap leczenia - chemia wysokodawkowa oraz autoprzeszczep szpiku kostnego, a potem radioterapia.

Franio walczy dzielnie, ale Rodzina chłopca dramatycznie zbiera pieniądze na leczenie.
Dalsza walka to kuracja przeciwciałami w klinice w Niemczech.
147 tysięcy euro jest dla rodziców chłopca kwotą nie do uzbierania, dlatego też proszą ludzi dobrej woli o jakiekolwiek wpłaty.

Ja dodam od siebie, że każda złotówka jest na wagę złota, że warto wpłacić cokolwiek, jeśli będzie nas więcej - kwota będzie rosła, a wraz z nią nasze serca.


WPŁATY DLA FRANIA:
Fundacja ''Wyspy Szczęśliwe''
NR.KONTA PKO BP 83 1020 2892 0000 5302 0150 8522
Tytuł przelewu: FRANCISZEK BŁACH

Inforamacja, którą otrzymałam dn.14.XII. 2013 - ułatwi Wam wpłaty dla Frania!
'' Fundacja Zarejestrowana w Sądzie Rejonowym w Poznaniu – Nowe Miasto i Wilda w Poznaniu, VIII Wydział Gospodarczy Krajowego Rejestru Sądowego.

KRS: 0000396361, NIP: 7831681710, REGON: 301929504


Prezes Zarządu: Patryk Urban

Nr konta do działalności statutowej:
(PLN): 55 2490 0005 0000 4530 3355 5757
(EUR): 13 2490 0005 0000 4600 1360 7158''



Więcej informacji znajdziesz:


http://moon-door.pl/franioblach.pl/
https://www.facebook.com/pomocdlafraniablacha/info









środa, 18 września 2013

Masz wspomnienia? Podziel się!




Jeśli JESTEŚ / BYŁAŚ w trakcie choroby onkologicznej i ...
poznałaś 
MAGDĘ PROKOPOWICZ, która założyła Fundację Rak'n'Roll. Wygraj Życie! - spotkałaś się z Nią, bądź też rozmawiałaś wirtualnie i podzieliłaś się z Nią swoją historią raka, jeśli w swoim archiwum masz ślad takiej korespondecji z Magdą i chciałabyś się tym podzielić z innymi - zgłoś się do mnie.
Jeśli pragniesz podzielić się historią tej znajomości, podzielić się tym, co Tobie przyniosła i zostawiła po sobie znajomość z Magdą, napisz o tym.

rakowapatka@gmail.com


Prześlij swoje zgłoszenie i gotowy tekst, którego będziesz autorką na adres mailowy podany powyżej.
Tekst powinien zawierać max.3000 znaków i może być zapisany w formie dokumentu.
Termin nadsyłania zgłoszeń i prac upływa z dniem
31 października 2013 r.
Spośród nadesłanych zgłoszeń i wspomnień, wraz z polonistką, która współpracuje ze mną przy projekcie książki wybiorę TRZY historie, które zostaną opublikowane wraz ze wspomnieniami innych ludzi, którzy znali Magdę i wspierali Ją w Jej walce z rakiem, jak również wspierali i angażowali się z Nią w pomoc chorym na nowotwory kobietom.

Jest to ciekawy projekt, którego jestem inicjatorem i który zaczęłam realizować po śmierci Magdy Prokopowicz, a z którego dochód zostanie przekazany na Fundację Rak'n'Roll. Wygraj Życie!
Dzięki Fundacji i Najbliższym Magdy udało mi się dotrzeć do wielu ludzi, którzy Ją znali i którzy zaufali mi, by mogła powstać ta książka.


Serdecznie zachęcam :)
Łeb do słońca!

Patka Pastwińska



poniedziałek, 16 września 2013

''Rak i Ja''

            15 września w Światowy Dzień Wiedzy o Chłoniakach.


''Rak i Ja'' NAJLEPSZYM filmem dokumentalnym przeglądu RePeFeNe!

Zespół w składzie: Maciej Koper, Przemek Jakubczak, Basia Wrona, Paweł Wierzgoń, a także Gliwicki Klub Filomwy WROTA.


GRATULACJE! :)
Ukłon dla Marzeny Erm!
Zachęcam do oglądania, polecania innym, którzy czują, że w sercu łamie się życie.

https://www.youtube.com/watch?v=_5P8_8wTanI


Marzena Erm:
http://marzenaerm.blogspot.co.uk/
https://www.facebook.com/misja.RAKiJA









niedziela, 15 września 2013

A to seler!

Pojechałyśmy dziś z Olą jedynie po marchew, jabłka, maliny,
truskawki, no i karmę dla kotów.
I tak kupiłyśmy 5 kg marchwi (!), i całą resztę, a nawet coś więcej.
Ja, bo lubię - świeże dojrzałe figi, natomiast Ola wrzuciła w siatkę seler naciowy.
Obserwuję Ją i serce mi rośnie!
Już jakiś czas temu poinformowała mnie, że w sklepie w którym pracuje - zwróciła uwagę na dezodorant - BEZ ALUMINIUM!
Tak się stało, że ja matka już zadbałam o to wcześniej i zaopatrzyłam dom w deo z Sukin.
I wiecie o co chodzi?

To co robię - nie jest bez sensu.




Warto to wiedzieć, uświadomić sobie pewne sprawy, by robić coś co przynosi korzyści, coś z czego inni będą mogli wziąć coś dla siebie.
Antyrak działa, ale przede wszystkim chęć dbania o siebie.
Dla siebie, ale tez dla innych, których kochamy.
Zmieniamy powoli swoje przyzwyczajenia.
Ja nie słodzę już dwa tygodnie, czuję się lepiej, kawa smakuje wspaniale, a z czarnej herbaty zrezygnowałam w ogóle, ziołowa i zielona pod każdą postacią.
Na pusty żołądek ładowałam kawę, bo uważałam, że tylko dzięki niej będę jakoś mogła rozpocząć ten dzień - co za bzdura (!)
Postanowiłam dać kolejny przykład swojej córce - była dziś szczęśliwa, bo zaczęłyśmy dzień od szklanki świeżego soku z marchewki.
I nie ma znaczenia, że trzeba sokowirówkę myć na dzień dobry, to nie jest ozdoba mojej kuchni, to jest coś z czego autentycznie korzystamy.
Nowe postanowienie - ZACZYNAMY TAK KAŻDY DZIEŃ!
Dużo rozmawiamy ze sobą o tym wszystkim, sporo o raku - zauważyłam, że Ją to zaczęło interesować, zaczyna zwracać uwagę na pewne sprawy.

I dziś wąchając ten seler naciowy spoglądam na moją nastolatkę z podziwem.
Pomijam już to, że podczas ostatniej wizyty w kraju - miała przeprowadzone badania, nie podchodzę do tego obsesyjnie, ale chcę o to dbać, chcę by wiedziała - że za chwilę będzie musiała sama o to dbać, w swoim dorosłym życiu.
Staniki też poszły pod lupę!
Dostała nowy ode mnie i zalecenie, by w miarę możliwości finansowych wymienić wszystkie na nowe, solidne, dbające o kształt piersi.

Przygotowałam coś dla Niej - dostanie to ode mnie w momencie zaklimatyzowania się na dobre w swoim studenckim pokoju w akademiku, chociaż tak przez cały rok, w pewnych momentach - jak fizycznie mnie przy Niej nie będzie - będzie miała przy sobie tę wiedzę, zadbałam o to, by chociaż raz na miesiąc zatrzymała się w swoim sportowym tempie.
Wyglądam oknem, bo jestem przy swoim warsztacie przy oknie, na swoim pachnącym ziołami parapecie - i widzę, jak kot radośnie układa się na masce samochodu Oli, nie ma to jak parking strzeżony ;)
Uśmiecham się do okna.
Wczoraj poczułam, że jestem szczęśliwa - tak autentycznie, tak prawdziwie.
Nie potrafię Wam opisać tego co czuję, chyba nie potrafię - bo to chodzi o moją głowę, serce, emocje - odkrywane podczas trudnych sytuacji, i tych bardzo łagodnych.
Ja chyba mam tak, że zmieniam się z każdym dniem w lepszego człowieka, czuję tak.
I z pewnością tak jak wielu pewnie postawi znak zapytania, bo są i tacy, którzy to szczęście i dobroć pojmują inaczej, tak inni będą wiedzieli doskonale o czym piszę i jak się czuję.
Odsunęłam toksycznych ludzi od siebie, skazanych na ''sukces'', mam koło siebie małe grono bliskich mi osób, bardzo pozytywne grono, wspaniali ludzie.
W życiorysie mam brata, którego bardzo kocham - a chyba wygląda na to, że znalazłam i siostrę, taką odnalezioną wśród lawendy.
No i dziś potrafiłam zadzwonić do kogoś, by móc wpaść w pewien deszczowy, jesienny wieczór z dynią na kubek zielonej herbaty.

Ostatniej nocy sporo czytałam.
Deszcz był bardzo soczysty i to był mój towarzysz przy tym, co odkryłam tej nocy.
To co czytałam, było bardzo ważne.
I tak z każdym dniem wiem więcej, jestem mądrzejsza i więcej tej bardzo dobrej Patki.
A rak?

Chciałabym chronić innych przed nim, ale musiałam zacząć od siebie.
Porządek w głowie, w sercu, w lodówce, w żołądku, teraz jestem autentyczna w 100 procentach.
Wpadłam dwa dni temu na przepiękny pomysł, ale zdradzić nic póki co nie mogę, nie chcę, jeszcze nie ten czas.
Wracam do książki, swojej.
I mam tak, że sama się jej doczekać już nie mogę - i tego mi było trzeba, by ruszyć z kopyta!
Towarzyszy mi przy tym Imany, i teraz tak będę miała.
Od swojego dziecka dostaje zawsze dobre, trafione cd.
To chyba świadczy o tym, jak dobrze zna swoją matkę ;)


A seler naciowy?
Wklejam info, znalezione u Pani Aleksandry ( wszystkie Olki, to fajne babki! ):
Dobrego weekendu!


''Seler naciowy to tylko 13 kcal w 100 g i całkiem sporo witamin z grupy B, C, trochę beta-karotenu i mnóstwo potasu, sporo wapnia i magnezu oraz pierwiastków śladowych ratujących naszą odporność: manganu, cynku, miedzi i selenu. Jak znalazł na jesienne zaz
iębienia. No więc wracając z pracy, stoję przed pustawą lodówką i ten seler naciowy patrzy na mnie ze środkowej półki  No to zrobiłam tak, niby proste, ale okrutnie pyszne 

Porcja dla głodnej lekarki: :-))))

1 duży włoski pomidor ok. 250 g, pokrojony w dużą kostkę
dwie garście mixu sałat
2 gałązki selera naciowego - pokroiłam w bardzo drobne plasterki
1/2 małej cebuli czerwonej
1/2 średniego ogórka świeżego ok. 100 g - obrany ze skórki, pestki wydrążone łyżeczką
2 orzechy włoskie grubo posiekane
garść natki pietruszki

sos: sok z 1/2 cytryny, niepełna łyżka oleju z pestek dyni, sól, cukier brzozowy. Polać sałatkę.

Do tego kromka razowego chleba. Ostatnio moja ulubiona kolacja  Jeśli nie masz oleju z pestek dyni może być każda dobra oliwa z oliwek, albo oleje z różnych orzechów, albo olej lniany - używam ich zamiennie. Olej z pestek dyni jest delikatny, lekko słodkawy i świetnie się skomponował z tym selerem ''

lek. med. Aleksandra Kapała
Szpitalny Zespół Żywieniowy
Centrum Onkologii - Instytut Warszawa
tel. 790 559 242
www.dietetykamedyczna.pl

środa, 11 września 2013

Recepta na najlepsze CV

Małgosię poznałam prawie rok temu.
Gdzie?
W fundacji Rak'n'Roll. Wygraj Życie!
Siedziała jako wolontariuszka przy monitorze, coś tam przy nim rzeźbiła i odrazu zaczęłyśmy ze sobą rozmawiać tak jak znałybyśmy się bardzo długo.
Rozmawiałśmy o raku, o swoich córkach, o życiu, a nawet o torbie, którą miała wtedy - piękną, z szarego filcu.
Kolejne nasze spotkanie miało miejsce w domu Bartka Prokopowicza podczas aukcji rzeczy Magdy Prokopowicz.

Przyjechała z Moniką Dąbrowską i siadłyśmy obok siebie, ponownie rozmawiając o babskich pierdołach.
Wtedy dowiedziałam się, że obie jadą rollować raka.

Dosłownie jadą - na rowerach.

Rak'n'Rollerzy!

http://raknrolling.blogspot.co.uk/2012/12/raknrollerzy-magorzata-ciszewska-korona.html

Obserwując Jej osiągnięcia, apetyt na życie, a potem czytając i słuchając Jej historii raka - gdzieś zawsze kołacze się mi się po głowie ta myśl, że jest supermenką.
Chyba nie pomylę się, jeśli napiszę, że Gośka żyje pełną piersią i pomimo, iż w Jej przypadku to jest takie pół na pół, to właśnie takie odnoszę wrażenie.
Chyba ten wpis na facebooku mówi wszystko:


''Po oświadczeniu Angeliny Jolie -powiem tak wspaniale ze się o tym mówi i porusza takie problemy.Ja po pierwszym raku tez chciałam poddać się profilaktycznej mastektomi nie udało się . Rak pojawił się w drugiej i to nie był przerzut . Teraz mam dwie nowe piersi a mogłam nie przechodzić całego leczenia które było koszmarem. Jestem cała piersią za !!!!!! Ogladajcie dziś 18 panorama a jutro w Pytaniu na śniadanie a w sobotę w Dzień dobry TVN a nie zapomnijcie kupić Newsweeka w poniedziałek  Jak mówić to głośno !!!!!!!!''

http://polska.newsweek.pl/w--newsweeku---naprawde-super-piersi,104497,1,1.html

Kochani, dziś pisałam z Gosią u siebie na wall pod zdjęciem chorych i pięknych kobiet, są plany, są marzenia, jest życie.
Gosia potrzebuje pracy.
Bardzo jej potrzebuje.
Przede wszystkim po to, by spokojnie móc egzystować, ale też po to, by móc dalej rozwijać swoje pasje.
Gosia studiuje i nie chce przerywać swoich planów, dziś napisała do mnie, że potrzebuje zapłacić wpisowe i chociaż pierwszą ratę.
Ukończyła wydział nauk o rodzinie na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego. 

Jest familiologiem.
Obecnie kontynuuje ten kierunek, dokształca się dalej i dodatkowo rozwija się robiąc mediacje rodzinne.
Napisała mi dziś też, że sama szyje torby i musi zarobić na materiał.

Kochani, bardzo chciałabym pomóc Jej w znalezieniu pracy, jakiegokolwiek płatnego zajęcia.
Gosia mieszka w Warszawie.
Osobiście uważam, że ludzie którzy przeżyli życie znacznie intensywniej w niektórych jego kolejach - są mocniejsi, silniejsi, bardziej zdeterminowani, doceniają każdą chwilę, którą przeżywają dwa razy bardziej, mocniej, pełniej.
Tacy ludzie dają z siebie dwa razy więcej.
Wyrollowała DWA RAZY raka, jest po mastektomii, po rekonstrukcji piersi, to jest najlepsze CV dla każdego pracodawcy, bo świadczy o tym, że to człowiek gotowy na wszystko.

POMOŻECIE?
Udostępniajcie jakkolwiek, spytajcie znajomych Warszawiaków, może ktoś będzie mógł pomóc, ja polecam tego człowieka z zamkniętymi oczyma.
Jest rak, ale jest też życiu po raku!

Oprócz tego, że jest supermenką, jest radosnym molem książkowym, może to też jakiś znak :)
Kontakt do Małgorzaty Ciszewskiej - Korony do wiadomości prywatnej.
Wiem, że nie zawiedliście tyle razy, jestem dobrych myśli.
PRZEogromnie Wam dziękuję za wsparcie!
Patka


wtorek, 10 września 2013

only sometimes ...







Sometimes, you just need a break. in a beautiful place. alone. to figure everything out.

Miło do Was wrócić.
Niemalże wytrzymałam, bo zaglądałam parę razy podczas swojej ucieczki i tu i tam.
Chciałam jednak wiedzieć co się dzieje, aczkolwiek postanowiłam zostać jeszcze moment bez tego dobrobytu w swoim aparacie telefonicznym.
Jest mi z tym dobrze, no i bateria nie rozładowywuje się tak szybko, a i noce są zdecydowanie pełniejsze i dłuższe ;)
Póki co facebook, poczta na dużym szkle - jednak trochę przestrzeni swojej własnej chcę zachować, bo przez moment - a właściwie przez ostatni rok byłam na full time wirtualnie, a part time uprawiałam w realnym świecie.
Nie wiem jak długo potrwa to moje rozsądne spojrzenie na siebie z boku, ale będę się starała dotrzymać, albo chociaż dozować sobie to tak, by nie przedawkować.

Okazało się, że potrafiłam laptopa nie otworzyć cały dzień, że potrafiłam pracować przy kartkach papieru, z ołówkiem w ręku.
Odkryłam, że park smakuje dwa razy dziennie zdecydowanie bardziej aniżeli wcześniej, że zdjęcia robione spontanicznie, zatrzymuję w telefonie dla siebie - a nie pokazuję całemu światu wirtualnemu, ot takie banalne drobiazgi, ale dały mi wiele do myślenia.
Zdrowo się odżywiałam, zjadłam chyba z dwa kilogramy migdałów i z kilogram orzechów, maliny, porzeczki, jagody to podstawowe produkty w mojej lodówce ostatnio, nie znajdzie się nawet kawałek wędliny, mleko zastąpiła śmietanka do kawy, cukru nie ma już na dobre w moim domu i na to konto pojawiła się maszyna do kawy, prezent dla mnie za konsekwencję i chęć zmiany przyzwyczaień trzydziestosześcioletniego życia.
W kuchni rządzić zaczyna smart sokowirówka i bardzo praktyczny blender, gdzie z gotowymi jogurtami również zamierzam się pożeganać na zawsze!

Podczas tego ostatniego tygodnia udało mi się zrobić i nadgonić parę spraw, z których chyba jestem zadowolona - obecnie skupiłam się na składaniu swojej książki, czyli kartka do kartki, wklejanie archiwalych fotografii mojej bohaterki i bohaterów, drukowane przez moją własną drukarkę, czyli rzeczywiście niezła zabawa.
To fajne uczucie robić swoją książkę, tAką książkę!
Jest jeszcze sporo pracy przy niej, dlatego też ostatnio byłam zmuszona odmówić w kilku miejscach swojego udziału w wydarzeniach.
Z ciężkim sercem niestety, ale nie jestem w stanie zaangażować się w kolejną pomoc, w pomoc na taką skalę dla kolejnego małego dziecka, które podobnie jak Szymon Piętko walczy z paskudem w oku i również będzie leczone chemią w szpitalu w Londynie.
Otrzymałam również korespondencję z Chicago z You Can Be My Angel Foundation, niestety musiałam przeprosić i poprosić o zrozumienie.
Ja nie prowadzę własnej fundacji, jeszcze jej nie prowadzę - jestem osobą prywatną i obawiam się, że nie mogę nadużywać kontaktów, które są przy współpracy ze mną przy wielu innych projektach, nie mogę nadużywać ludzi - organizując co chwila jakieś zbiórki pieniężne.
To wszystko niestety musi mieć swój bieg, by miało swoją moc.
Niestety rozumiem też desperację rodziców tych dzieci, którzy walczą z całych sił o to, by ich rodzina odzyskała upragniony spokój.
Teraz nie mogę.
Muszę dzielić czas na te sprawy, których się podjęłam, a które w jakiś sposób zaniedbałam poprzez zangażowanie się w inne sprawy, to zrozumiałe.
Nie miałam wyrzutów sumienia, bo nawet nie zastanawiałam się wtedy dość długo, bo taka była sytuacja, która wymagała ode mnie reakcji i działania, podjęcia ryzyka, dlatego też teraz muszę do tych spraw wrócić i je doprowadzić do szcześliwego końca.
Szymon Piętko we środę będzie miał podaną trzecią i ostatnią dawkę chemii, udało się uzbierać pieniążki, by opłacić dalsze leczenie w Moorfields Eye Hospital, w którym też ostatnio byłam i to było bardzo pozytywne wrażenie.
Takich miejsc zdecydowanie brakuje u nas w kraju.
Kolorowych, dobrze wyposażonych.
Ucieszyła mnie fotografia Renaty i Moniki, którą dziś zobaczyłam na facebooku, a którą zrobiła Aneta.
Dziewczyny pojechały do Poznania na onkologię, by spotkać się z Renią, która jeszcze tydzień dzielnie znosić bedzie radioterapię.
Przysłała mi ostatnio zdjęcie swojej maski!
To jest niesamowite, jak bardzo pogodzona jest z tym co się dzieje w Jej życiu obecnie i z jakim dystansem umie spojrzeć na chorobę.
W weekend też udało mi się pogadać z Kasią -  mogłam dowiedzieć się jak wygląda sytuacja Marzeny Erm, która ma pieniądze na lek, a nie może go dostać, bo procedury...
Aż ciśnie się na usta czasem, by powiedzieć ''srury'', a nie procedury!
Dziś wchodząc na stronę Rakiji mogłam przeczytać, że i Marzena ląduje na szpitalnym łóżku w ciągu dwóch dni, udało się zatem wygrać bitwę z systemem.
Ewelina właśnie zaczyna pierwszą noc poza domem, do którego nie wróci przez najbliższe tygodnie.
Poszła dziś po swoje nowe życie, połowa września to będzie trudny moment, ale ja pójdę po te kasztany.
Dziś dotarła do mnie karta, a właściwie moje ID - prezentujące mnie jako dawcę szpiku w bazie danych DKMS, czyli patyczek zrobił swoje ;)
Jutro przegadam parę spraw z Renatą, popsioczymy na panów z kosiarkami i zaplanujemy może rejs po Tamizie.
To się musi udać!
I jak siebie znam - to się uda.
Za dwa dni wraca moja córka, bardzo się za Nią stęskniłam, mieszkanie powoli pachnie i czeka na Nią.
Przygotowałam też małą niespodziankę dla Niej na ostatnie dni wspólnego mieszkania, no i przed nami wyprawa do Ikei po wyposażenie pokoju studenckiego, zresztą mamuśka już zorganizowała co nie co, a najlepszy jest ...pacierz, jaki Jej wydrukowałam.
O tym opowiem w odpowiednim czasie fotografując Jej nowe domowe zacisze ;)

Kochani, gdziekolwiek jesteście, kimkolwiek jesteście - cieszę się, że bardzo się cieszycie, iż jestem ponownie.
Miłe są te Wasze maile, dziękuję :)
Uśmiechnięte d'dobry!



wtorek, 3 września 2013

a little break

Kochani,

zmykam na parę dni.
Potrzebuje tego!
Bardzo.

Nie będę miała dostępu do internetu, wylogowałam facebooka z telefonu.
Będę z Wami myślami, ale też będę się relaksować, czyścić głowę, odbudowywać siebie, by móc wrócić za chwilę - silniejsza i jeszcze bardziej zdeterminowana i konsekwentna.
Dbajcie o siebie gdziekolwiek jesteście, cokolwiek robicie.

Myślcie ciepło o Marzenie, Ewelinie, Renacie i wszystkich tych kobietach rollujących.
Bardzo tego potrzebują, zwłaszcza teraz.




Wracam po 10 września :)
Uściski serdeczne!
Patka

poniedziałek, 2 września 2013

Czekając na kasztany...



Wrzesień.
A jak wrzesień, to i kasztany.
Lubię tę porę roku, ale dziś jestem w środku huraganu emocjonalnego.
Zbierałam się do tego wpisu - odkąd strach wrócił do Marzeny Erm, noszę to wszystko w sobie od paru dni, a dziś jeszcze po rozmowie telefonicznej z Renatą, która leży w pokoju szpitalnym na Onkologii w Poznaniu, do momentu korespondencji wieczornej, a właściwie nocnej z Marzeną Erm, która założyła event z przejmującą prośbą o wsparcie dla Eweliny Olender.

Dlatego nie wytrzymałam i właśnie tu i teraz, gdzie patrzę na moją córkę, która też jeszcze nie śpi i Jej wyciągnięte ciało leży na sofie, w środku nocy siadłam i piszę o tym wszystkim.
Piszę, słucham nuty - która wpadła w ucho i nie chce z niego wypaść, zatrzymuję się co chwila, wycieram łzy i piszę.
''Gdy dojrzeją pomarańcze'' ( voc. Magda Maciejec).

Boję się tego powiedzieć na głos...
BRAKUJE mi mojego Taty.
Bardzo!
Brakuje w moim życiu mężczyzny, brakuje mi mojego Taty.

Czas bym powiedziała też prawdę, której nikt tak naprawdę nie zna...
Doskonale wiem, jak czują się ludzie - którzy słyszą od lekarza diagnozę, która wtedy, w tamtej chwili wydaje się być wyrokiem.
Ja to wiem.
Dlatego to potrafię czuć i dlatego jest mi tak ostatnio ciężko.
Parę lat temu mieszkałyśmy z Olą w północno - wschodniej części Londynu, a dokładnie na Hackney - gdzie trafiłam pewnego dnia do Homerton Hospital i jest to najgorszy szpital w jakim kiedykolwiek byłyśmy!.
Tam mnie ''dokładnie'' przebadano i mogłam wyjść wieczorem do domu.
Po dwóch tygodniach otrzymałam telefon, ze szpitala.
Proszono mnie bym jak najszybciej się zgłosiła, gdyż wyniki badań, które mi przeprowadzono są niepokojące.
Zgłosiłam się natychmiast.

Lekarz, młody Hindus siedzący przy biurku wyłtumaczył wszystko bardzo spokojnie, nie mając pojęcia co się ze mną dzieje.
Nie byłam wtedy spokojna i wstyd mi dziś o tym napisać, bo nie potrafiłam wtedy, w tamtej chwili okazać żadnej emocji, nauczyłam się tego potem.
Dowiedziałam się wtedy, że jest to guz mózgu, dość duży i trzeba szybko decydować się na operację.
Zapytał jedynie o to, czy mam rodzinę, czy żyje tutaj sama.
Nie powiedziałam wtedy, że mam córkę.
Ola miała 14 lat, ja 31.
Opuszczając szpital tamtego dnia, wiedziałam, że mam ...kilka miesięcy, może rok - jeśli nie zdecyduję się na operację.
A jeśli się zdecyduję, to i tak nie mam gwarancji.
Tak mi powiedziano.
Na operację zdecydowałam się zanim opuściłam gabinet lekarza.
Miałam niebawem poznać termin.
Droga do miejsca zamieszkania wtedy, choć była dość krótka - była najdłuższą z tych, które moje nogi pokonać musiały.
Mogłam podzielić się wtedy z jednym człowiekiem tym i też nie byłam pewna, czy dobrze jest w ogóle się tym dzielić.
Sięgnęłam po telefon i wybrałam numer.
Powiedziałam, tak po prostu - a potem się rozryczałam stojąc na chodniku przy jakiejś High Street, mając za sobą pewien bagaż doświadczeń, nie wiedziałam wtedy co mnie czeka, jak to ogarnąć, co zrobić, by było właściwie.
Nie miałam koło siebie mężczyzny, właściwie ja go nigdy nie miałam, zawsze w najtrudniejszych momentach byłam sama, nie było wtedy nikogo koło mnie, komu mogłam wpaść w ramiona i zaszlochać.
Nie chciałam tym dzielić się z rodziną, która wtedy była blisko.
Żyła nieopodal mnie córka mojej ciotki.
Nie chciałam, bo też nie chciałam, by dotarło to do moich najbliższych.
Do Mamy, do Brata, do ludzi.
Łzy otarłam i pierwszego wieczora udawałam przed sobą i przed Olą, że nic się nie stało.
Udawanie i zabawa w normalność trwała do momentu, w którym dowiedziałam się o ...dacie operacji.
Pojawił się strach.
Strach o zorganizowanie wszystkiego, Ola i Jej szkoła, opieka nad Nią, moja nieobecność spowodowana pobytem w szpitalu, pojawiła się panika, również o to, czy to się uda i jak potem bedzie - jakie będzie to ''potem''.
Nie dało się inaczej, jak delikatnie jakoś powiedzieć o tym córce mojej ciotki, mając nadzieję, że pomoże podczas mojej nieobecności.
I wiem, że pomogłaby.

I pomogła.
Poinformowała moich najbliższych.
Nawet nie chce sobie wyobrazić tego, co musieli wtedy oni czuć.
I jak to może czasem jest w takich sytuacjach, odbyła się wtedy narada rodzinna.
Zadzwonił telefon, po drugiej stronie słuchawki była moja Mama, Brat i połowa mojej rodziny.
I nie byłam już sama.
Oni bali się zadawać pytania, a ja bałam się odpowiadać na nie.
Rozmowy z moim Bratem, który ma kłopot z mówieniem o uczuciach, zwłaszcza wtedy kiedy inni słuchają - tej rozmowy nigdy nie zapomnę.
Zapisałam ją w sercu, na zawsze.
Dobrze, że nikt z Was mnie teraz nie widzi - na nosie mam okulary, a łzy kapią mi z czubka nosa na dłonie i klawiaturę.
To jest mój pieprzony emocjonalny kataklizm ostatnich dni!

TA OD TEGO RAKA! siedzi i płacze, dochodzi 3am, Ola już pewnie śpi u siebie, strasznie długo trwa to moje pisanie i też nie wiem, czy dobrze robię pisząc o tym.
Bo i po co?
Dla kogo?

Koniec tej historii?
Zaangażowana w sprawę sąsiadka, a jednocześnie przyjaciel rodziny, pracownik szpitala Centrum Zdrowia Matki Polki zorganizowała badania dla mnie.
Godząc się z tym wszystkim - miałam jeszcze nadzieję, że ta angielska służba zdrowia to rzeczywiście tylko paracetamol i nic więcej, dlatego pomysł na wizytę u innego lekarza.
Takiego swojego, w swoim kraju - jakby to miało mnie ocalić.
Wszyscy zgodziliśmy się z tym, że przylatuję na rezonans magnetyczny.

Koniec tej historii?
Ponownie zadzwonił po paru dniach telefon.
Recepcjonistka ze szpitala prosiła o pilne zgłoszenie się do szpitala.
Umówiła mnie na za trzy dni później i tylko po to, bym mogła dowiedzieć się, że zaszła pomyłka.
Wyniki z guzem były prawdziwe, ale nie moje.
Należały do kogoś innego.
A ja ponownie zostałam zostawiona samej sobie, nagrodą miało być dla mnie, to że zwrócono mi prawo do radości z tego, że w ogóle żyję.

Droga do domu była ponownie długa, ale pierwszego człowieka jakiego spotkałam wtedy po wyjściu z tego ''szpitala'' ucałowałam.
Nie wiedział dlaczego, ale wiedział, że to było dla mnie coś ponad ludzkie siły, widział moje błyszczące oczy, odwzajemnił i w takim stanie go zostawiłam na swojej drodze do domu.
Nie wiem kim był ten człowiek.
Ja byłam szczęśliwa, wtedy nawet nie myślałam o tym, by ukarać to miejsce, które odebrało mi prawie miesiąc mojego życia.
Po powrocie do domu - zwymiotowałam.
Spuściłam wodę i zapomniałam.
Zaczęłam żyć inaczej, wciąż popełniając jakieś błędy, ale wiedziałam że kocham inaczej, mocniej.
Wszysto było mocniej.
Każda pasja, każdy zachwyt, każdy błąd.
Mocniej.
Po długim czasie dowiedziałam się, że mój Brat, wtedy po rozmowie ze mną, w nocy - płakał, szlochał w poduszkę.

Nigdy już do tego nie wróciliśmy, nie rozmawialiśmy.
Może przeczyta to teraz i będzie wiedział, że dziś ... ja płakałam.

DLATEGO wiem!
Potrafię zrozumieć.
Potrafię zrozumieć - kiedy piękna dwudziestopięcioletnia dziewczyna pragnie żyć i broni się przed każdą łzą, każdym uczuciem żalu, strachu, bezradności.
Ja wtedy miałam dziecko, bagaż doświadczeń - wiedziała
m jak to jest, kiedy zostaje się matką kiedy podaje się pierś dziecku do ust, kiedy całuje się maleńką rączkę, kiedy żyje się na 100 procent.
A co się dzieje z dziewczynami, które dopiero startują w dorosłe życie, odkładają podręczniki, które nagle żyją ze świadomością tego, iż nigdy nie doświadczą tego wszystkiego?
Potrafię zrozumieć - kiedy trzydziestosześcioletnia matka leży sama w pokoju szpitala i czeka na swoje niepewne jutro.
Tęskni za swoimi dziećmi, za bałaganem w domu, za kurzem na telewizorze.

Jestem pełna podziwu, bo te kobiety mają pełną diagnozę, sprawdzoną jak sądzę kilkanaście razy i starają się żyć intensywniej, pełniej, piękniej.
Dziś, a właściwie to już wczoraj (dochodzi godzina czwarta nad ranem)słyszałam od Renaty, której życie łamie się w sercu, a twarz wykrzywia cierpienie, jak bardzo żal, jak ogromne jest to uczucie bezsilności, niewiedzy o swoim jutrze.
Gadałyśmy o kotach, o głośnych ulicach Poznania i cichych miejscach, w których się pięknie żyje, by choć na moment odwrocić ten ''zainfekowany'' mózg od tego co się w nim teraz dzieje, śmiałyśmy się, zatrzymywałyśmy się i łapałyśmy oddech.
Czytam o tych emocjach zapisanych w słowach każdego dnia, bo dziewczyny do mnie piszą bardzo intensywnie i właściwie poprzedni tydzień to był trudny moment, sama poczułam, że uchodzi ze mnie powietrze i ta pozytywna energia.
Chyba potrzebowałam kogoś kto właśnie mnie przytuliłby w jakiś sposób, albo chociaż okazał się jakimś fizycznie ciepłym gestem - zrobiła to Ola i przyjaciel, który wirtualnie przesłał mi porcję swojej energii.
Pomogło, ale wczoraj rano niczym jakaś bomba wpadła do mnie wiadomość od Renaty.
I tak będę - nie martw się Renia!
Będę, tak jak chciałaś, będę wspierać, każdym głupim wpisem na facebooku, jakkolwiek.
Rozmowami telefonicznymi, będę ładowała między słowa pokłady energii, bo wiem że teraz jej potrzebujesz.
Renata, Marzena, Ewelina.
Będę dla Was!
Wymyśliłam coś - co może w jakiś sposób pomoże, choć na moment, bo pozytywne nastawienie to czasem więcej niż torba leków, a jakąkolwiek możliwość trzeba sprawdzić i moć z niej skorzystać.
W tym tygodniu czekamy na wiadomości od Renaty z Poznania, przygotowujemy się emocjonalnie do przeszczepu szpiku kostnego Eweliny od niespokrewnionego dawcy, wspieramy Marzenę, która niebawem sama będzie pokonywać kolejny etap raka.
Ja będę zbierać kasztany i cieszyć się nimi.
Poślę do każdej z Nich kasztana ode mnie, którego sama znajdę, podniosę i prześlę z tą mega pozytywną energią, z kawałkiem siebie, moich doświadczeń, małych radości, a jednocześnie tak dużych.

Nawet jeśli skaleczę swoje dłonie kolcami łupiny, łupiny niczym pancerza to i tak nic w porównaniu z tym, przez co będą przechodziły dziewczyny.
Jesień nie będzie dla nich łatwa.
Rak nie jest łatwy.

Boli mnie głowa, a rano jak się obudzę - będę miała powieki jak ''serdelki'', popłakałam - czuję się lepiej i wiem, że to jedynie takie momenty mnie budują, kiedy umieram sama dla siebie, i rodzę się od nowa - silniejsza.

(...) Bo wiem, że kiedyś w moim niebie już nie będzie ani wiosny, ani Ciebie. Będą boleć wszystkie słowa, ale już nie będą milczeć i żałować. Gdy dojrzeją pomarańcze... (...)


http://www.youtube.com/watch?v=0d0TYxwxNYg&feature=share

Wciąż zostawiłam bez odpowiedzi pytanie dlaczego TA OD TEGO RAKA, to jest też inna historia, krótka, zabawna, zdecydowanie inna, odpowiem na nie wkrótce tym, którzy je zadali.
Przeczytacie :)

SIŁA KOLORU

http://silakoloru.pl/


SIŁA KOLORU


8 września (niedziela) - kto z Warszawy i okolic - niech się czuje zaproszony!;)
Jeśli nie masz pomysłu na pierwszy weekend września, a chciałbyś zrobić coś dla innych - w trzech miejscach w Warszawie możesz świetnie spędzić czas.
Zabierz rodzinę ze sobą!
To szansa na poprawienie kondycji na siłowniach plenerowych, a przede wszystkim niesamowita cegiełka na rzecz chorych na nowotwory.
W godzinach od 11.00 do 15.00 ćwicząc pomożesz zebrać litry farby potrzebne do odnowienia Centrum Onkologii.
Szczegóły projektu znajdziecie na stronie 
http://silakoloru.pl/

https://www.facebook.com/events/473185426111132/

http://raknroll.pl/projekty

http://prokopowicz.natemat.pl/72893,centrum-onkologii-w-budowie


https://www.facebook.com/pages/Fundacja-RaknRoll-Wygraj-%C5%BBycie/305950490392