środa, 7 sierpnia 2013

Radosna pizza


Radość dziecka, to chyba najcenniejsza i najbardziej prawdziwa radość na świecie!
My dorośli nie potrafimy tak się cieszyć.

Piszę dopiero teraz, bo rano było dość stresujące - sama zawsze staram się mieć jakiś pozytyw na życie, ale dziś też sama go potrzebowałam.
Poranek spedziłam w toalecie, czemu człowiek reaguje w ten sposób na stres? ;)
Do wczoraj do godz.3pm zdawałam sobie sprawę z powagi sytuacji i presjii gromadzenia środków finansowych na leczenie Szymona, ale po godz.3pm - dowiedziałam się o kilku rzeczach jeszcze.
Ryzyko, jakie wiązało się z podaniem dzisiejszej drugiej dawki - okazało się, że jest duże - czasem moja logiczna głowa nie ogarnia tego wszystkiego jednocześnie.
Przeanalizowałam sobie wszystko wczoraj po powrocie do domu, poskładałam puzzle w całość, poczytałam o siatkówczaku, przejrzałam dokumenty Szymona, obejrzałam zdjęcia - no i dziś od rana, wiedząc że TO już dziś i teraz, byłam jak nie ja.

Podczas wizyty w Great Ormond Hospital spotkałam też małego chłopca, tego samego co w zeszłym miesiącu.
Mały Pakistańczyk z łysą główką już się tak nie wstydził tej swojej główki jak za pierwszym razem.
Myślę, że całus w rączkę pomógł - bo pamietał mnie :-)

Odwołałam dziś swoje golenie głowy, Vince to rozumie - dziś zbyt wiele emocji, nie byłam w stanie myśleć o swojej głowie.
Zrobię to w piątek!

Jak tylko dowiedziałam się, że się udało, że Szymon się obudził, że były problemy z ciśnieniem, ale że jest wszystko OK - poszłam do kotów, pozwoliłam im podrapać swoje dłonie.
Podzieliłam się z nimi tą wspaniałą wiadomością i teraz moge zająć się sprawami warsztatów R'n'R w Łodzi.

Jest jeszcze do dogadania kilka spraw, niestety pogodziłam się już z tym,że nie uda mi się na nich być - nie chciałabym zawieść nikogo w Fundacji, najbardziej Kamili - koordynatorki projektu.
Są sprawy, których nie mogę zostawić w chwili obecnej.
Chciałam popatrzeć jak to jest i jak to działa, gdzie na fotelu w salonie fryzjerskim siada kobieta chora na raka.

Będę chciała zorganizować z ramienia Rak'n'Roll takie same warsztaty w Londynie i dobrze byłoby zrobić to w październiku.

Zrobiłam sobie w ogóle taki mały plan działań, gdyż muszę wrócić do projektu książki, którą chę ukończyć i oddać do Wydawcy w listopadzie.
Tuż po tym jak Ola zamieszka w akademiku, ja wracam do pracy nad książką.
Cisza, koty, wino, uczenie się świata bez Oli, w pewnym sensie - bez Oli.
Czy ja się boję samotności?

Nie wiem, ale bez Oli to będzie jakoś tak pusto, dziwnie w mieszkaniu.

To jest właśnie ta radość dziecka, nieważne ile ma lat - jeśli to nasze dziecko, chcemy mieć je zawsze koło siebie, nie wyobrażamy sobie świata bez niego.
Na zdjęciu mała Maia, skacząca radośnie w niedzielę podczas naszego spotkania.
Wczoraj Szymon biegający w parku, który potem żegnając się ze swoją panią doktor w szpitalu, powiedział radośnie ''bye'', a dziś moja Ola - która miała rano dylemat czy wyskubać sobie brwi, czy jeszcze chwilę poczekać.

To są te życiodajne momenty, kadry z naszego życia, z naszej codzienności.
Radujmy się nimi, pielęgnujmy je - nim przepadną.

Radosnego dnia dla Wszystkich, jest z czego się cieszyć - wieczorem jedziemy na pizzę do Patrycji i Bartka, u których mieszka Szymon, Kasia i Piotr :-)
Ja w ogóle nie jadam pizzy, ale dziś to wyjątkowa okazja.


 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz