wtorek, 23 lipca 2013

Pomyśl, a potem zrób.

True!

Wczoraj chciałam napisać, ale temperatura za oknem nie pozwoliła na wiele, zresztą wczoraj potrzebowałam snu i odpoczynku.
Ostatnich kilka nocy było krótkich, późno zasypiałam, najczęściej nad ranem i wstawałam bardzo wcześnie rano.
Mamy prawdziwe lato w Londynie.
Butelki z wodą mineralną nawet już nie zakręcam, jest zawsze pod ręką.

Jestem zadowolona i pełna pozytywnych wrażeń, przywiezionych z turnieju Stevenage Cup 2013.

To była dla mnie nagroda za cały poprzedni tydzień, który dzięki ''serdeczności'' niektórych był trudny.
W niedzielę udało się nam zebrać nawet sporą ilość pieniędzy dla małego Szymona.
Udało się też zlicytować koszulki drużyn piłkarskich, uczestnicy turnieju mieli niesamowitą radość z tego, że mogą pomóc.
To mnie zaskoczyło najbardziej, koszulki koszulkami - ale to, że chcieli pomóc małym dzieciakom - chorym na raka.

Po powrocie emocje mi puściły, a były we mnie od początku poprzedniego tygodnia - no i wieczór niedzielny zakończyłam łzami, ogromnymi, chyba też miałam taką potrzebę, nie wiem - bardzo rzadko płaczę, więc chyba to była potrzeba.
Ktoś mnie zmęczył po prostu swoimi słowami, no i poszło.
Potem płakałam i nad tym kimś, bo rzeczywiście życie doświadcza innych okrutnie, czasem nawet nie ma się co dziwić, że przychodzi taki moment i że ludzie przestają się kontrolować, emocje same układają im scenariusz.


Dla mnie najważniejsza jedna sprawa - pomyśl, nim otworzysz usta, by przemówić, a potem coś zrobić.
W kontaktach z innymi - jest to najprostsza i najszybsza metoda, by się nauczyć tego, nim kogokolwiek zranisz, nim siebie zranisz.
Wciąż się też tego uczę, właśnie najczęściej od innych.
Chętnie pomagam i takie epizody nie zniechęcają mnie raczej, ale w niedzielę wieczorem zastanawiałam się po co mi takie emocje, na nie pozwolić sobie ani nie mogę, ani nie mam ochoty.
Zatem warto mysleć, o tym co się robi, warto zachować również dystans do ludzi z którymi robi się pewne rzeczy, to znacznie ułatwia sprawę, o czym przekonałam się ostatnio.

Dziecko moje zapytało mnie:
- Mamo, czy ty wiesz co stres robi z twoim sercem?

ZAPALIŁO mi się zielone światło.
Te słowa mojej dwudziestoletniej córki zalegają mi w głowie i w sercu.
Posłucham Jej, bo to mi uświadomiło jak bardzo się martwi o mnie, widząc jak bardzo biorę do siebie słowa obcych mi ludzi, którzy w zależności od nastroju - albo są pozytywni, albo są negatywni.
Jestem mocno odporna na jakiekolwiek zło, ale są sprawy, które rzeczywiscie są niczym niszczące kataklizmy.
Oszczędzę Wam detali, aczkolwiek staram się zawsze być uczciwa i pisać tak jak czuję - dlatego też czuję, że nie mogę ujawnić pewnych historii, bo to spowodowałoby spory zamęt wśród osób, które niby coś tutaj robią, a tak na serio to gdyby się temu przyjrzeć z bliska, można byłoby zwątpić w wiele dobrych rzeczy na świecie.
I jeśli ja się temu przeciwstawiam w jakiś sposób, jestem automatycznie odsuwana od ludzi, którzy się po prostu mnie obawiają, a nie obawialiby się, gdyby byli clear ;)

Prośba do Panów, jestem pewna, że doskonale będą wiedzieli, którzy wiedzieć powinni, bo ...

Zdaje sobie z tego sprawę, że czytają mojego bloga, choćby przez ciekawość - nim zrobicie jakikolwiek krok w moją stronę i kobiece feromony obudzą w Was zwierzę, bo nawet nie mężczyznę - zastanówcie się czy warto, czy warto poświęcać aż tyle, i sprawdzać ile zostało jeszcze do krawędzi przepaści.
Jestem przyzwyczajona do takich sytuacji i jak wiecie świetnie sobie z tym daje radę, ale Wy zacznijcie myśleć głową, którą macie w górze, nie w dole - w taki jedynie sposób unikniecie mało sympatycznych sytuacji w swoim życiorysie, a i dla wielu będziecie tym kimś - za kogo wielu Was uważa.
Z własnego doświadczenia wiem, a jestem szcześliwą rozwiedzioną kobietą, że nie warto ulegać chwilowym pokusom.
Łatwo czasem nie jest, ale gdyby było - byłoby to życie mało interesujące.
Ja nie komplikuję sobie życia i jedyne czego oczekuję od innych, to właśnie tego - by nie próbowali mi go komplikować.
Simple!

Od rana jestem na wodzie, czas na kawę.
Dzwoniłam do Great Ormond Hospital for Children, zostawiłam wiadomość.
Dziś ważny dzień i te kilka kolejnych, może to będzie jakieś nowe światło dla sprawy małego Szymona.
Trzymajcie kciuki!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz